Pewien kraj: Proszę wróć


Co za dzień! Od 3 rano nie śpię. Lądujemy o 18h35 w Warszawie, ale +6h czasu, więc będę z dobę w podróży. Zaczęło się spóźnieniem: ktoś zapomniał zegarka. Dziesieć minut, ujdzie. Potem na zakręcie, tuż przed lotniskiem, bagażnik sie otwarł i wyjechała walizka, ale przetrwała. Nawet się bardzo nie poobijała, ale to było na estakadzie. Miałam złe przeczucie. Potem ktoś inny musiał sprawdzać czy jego walizka nie wysunęła się, bo stała obok. Na lotnisku mi nie chcieli przepuścić Piotra z business class, bo certyfikatu nie miał od doktora, że może podróżować samolotem po złamaniu. Potem była kumulacja zgubionych paszportów. Najpierw Robert, następnie dwa razy Karolina gdzieś wracała się po dokumenty. Wsiadłam na pokład i nawet nie pamiętam startu. Zasnęłam. 

Byliśmy nad Birmą, gdy usłyszałam głos w słuchawkach: siadł silnik, nic poważnego, ale musimy zawrócić do Bangkoku. Nie wiedziałam czy mi się to śni. Jakbym grała jakąś rolę w filmie. Od razu się obudziłam. Rozglądam się wokoło zaspana. Macie czasem wrażenie, że czas stoi w miejscu? To był ten moment. Wszystko się działo w spowolnionym tempie. O nie!! A Helsinki? Mamy dwie godziny na przesiadkę, czyli zwiedzamy Finlandię? Tam jest zimno! Najgorzej z zaczętym czasem pracy pilotów, bo jak przekroczą ileś godzin, to muszą mieć czas odpoczynku. Przepisy zabraniają im latać. A to prawie 13h! Zakładam, że za 3h powiedzą, że śpimy na koszt fińskich linii w hotelu w Bangkoku. Ktoś chyba głośno wypowiedział życzenie, że nie chce stąd wyjeżdżać. Słyszę głos: to jakieś fatum! Nie tylko ja zatem mam takie dziwne uczucie, że ta kumulacja to nie przypadek. Za mało truskawkowej fanty dla duchów? Linie muszą mieć chwilę, żeby ogarnąć hotele. Lądujemy, chcę napisać sms do Tony: właśnie skończyła mi się tajska karta. Przypadek? Oszukuję przeznaczenie: dzwonię do niego z numeru Karoliny, po chwili mam 100B na koncie. Dług w Tajlandii: bosko. Teraz to na pewno wkrótce tu wrócę! Wczoraj poszło mi tyle kasy, że mam przy sobie tylko jakieś monety, na kawę nie starczy. Trudno, zaraz pewnie linie załatwią jakiś catering. Zostaje mi karta. Kto ma kartę, ten rządzi. Kto nie ma: to słabo. Ruszyła misja poszukiwaczy sklepiku z napojami. Zaraz będzie tu impreza! 

Tymczasem nasi piloci wsiedli do windy i opuszczają lotnisko. Nagle patrzymy: winda się zacięła. Śmiejemy się wcinając lotniskowe kanapki. Humory dopisują. Opóźnienie może ulec zmianie. Serio nie mam pojęcia kto nagrzeszył, ktoś tu ma wyraźnie na pieńku z tajskimi bóstwami. 


Tajskie drzewo z sukienkami dla duchów miejsca

***

Od 14h do 16h walczyliśmy z pokoje w Novotelu. Wszystko zgodnie z moimi przewidywaniami. Do 13 potrzymali nas na lotnisku i ogłosili, że jedziemy do hotelu. 300 ludzi i za mało autobusów. Potem kolejka w lobby. Na koniec brakło pokoi, sprzątali je na bieżąco. Ja wyciągłam tajskie amulety, przynajmniej mnie zauważano w tłumie walczących o pokoje. Finnair się słabo tu ogarnia. A na dodatek nikt nas nie informuje o której mamy jutro lot, kiedy jedziemy na lotnisko, etc. 

***

Nazajutrz rano pojechaliśmy na lotnisko po 6h. Kiedy o 9h przynieśli vouchery na jedzenie za 450B, byłam wściekła. Mówili o kolejnym 2-godzinnym opóźnieniu, ale rozdawanie kuponów oznaczało kolejne 4. Już nam przysługuje 600€ odszkodowania za lot, starczy. Tymczasem porannym lotem przybyli albo mechanicy, albo części, albo jedno i drugie. W końcu około 12h był wylot. 12h30 w powietrzu. Helsinki powitały nas lodowtym powietrzem. I szybko zweryfikowano tajskie obietnice wieczornego samolotu dla 50 osób do Warszawy. Wywieziono nas do hotelu, ale bez walizek... 

***

Właśnie mamy 3h30 rano czasu lokalnego, o 5h śniadanie i 7h35 wylot do Polski. Obyśmy zdążyli. Ktoś leci na Zanzibar, ktoś ma koncert w Warszawie. Tylko ja jakoś nigdzie się nie spieszę. Nigdy jeszcze nie wracałam tak długo z Azji. Ciekawe czy ciąg dalszy mi się nie przydarzy w Finlandii, bo zbliża się grudzień, czas odwiedzin Mikołaja. Może zamiast słowackich jarmarków odwiedzę Rovaniemi? Kto wie jakie prezenty dostaniemy od losu tej zimy? Kiedyś zamarzył mi się Stambuł, to potem siedziałam w lutym 4 tygodnie w Turcji jeżdżąc między Kapadocją, Ankarą a widowiskowym miastem z setkami mineratów właśnie. Może czas wypowiedzieć życzenie? 

Ciąg dalszy


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem