Pewien kraj: Buddyjski spokój

Rozpędzony świat powoduje, że ciągle planujemy przyszłość lub rozgryzamy przeszłość. To ostatnie może być wręcz destrukcyjne. Spalamy się. Ja to widzę. Marnujemy czas na niepotrzebne analizy czegoś, na co już nie mamy wpływu. Możemy zmieniać teraźniejszość i przyszłość, to co passé pomijam. Może to być wadą lub zaletą. Zależy jak na to spojrzeć.

Ostatnio ktoś powiedział, że jak chcesz rozśmieszyć Boga, to coś zaplanuj. Kto jak kto, ale ja nigdy nie jestem pewna gdzie spędzę kolejną noc. Szczególnie wtedy, jak mi się zdaje, że już wszystko wiem i wszystko jest oczywiste. Mam adres hotelu, nagle ląduję w szpitalu lub na komisariacie, albo w garażu... Kiedyś we Włoszech pojechałam na interwencję medyczną do Francji, dziecko na nartach złamało rękę. Musiałam zostać tam na noc. Dzień jak każdy inny. 

Życie bombarduje mnie niespodziankami, zwykle mało zabawnymi. Nie szukam przyczyn, znajduję rozwiązania. Na bieżąco. Nie ma znaczenia ile to kosztuje. Spokój jest bezcenny.😎 Mój tybetański przewodnik kiedyś został okrzyczany przez klientkę, że sie gdzieś nie zatrzymał. Nie mógł. Ona wylała na niego wiadro jadu i kubeł pomyj. Facet chodził jak struty przez 3 dni: widocznie nagrzeszył w innym życiu, że tyle zła go spotkało. To są buddyści, kiedys spotyka ich coś niemiłego... obwiniają swoje przeszłe żywoty. Za każdy radosny dzień są w stanie dać się pokroić: oby tylko była dobra atmosfera. Tu nie chodzi nawet o tu i teraz, ale o życie wieczne, przyszłe wcielenia. Toteż kiedy spotyka mnie coś fajnego to doceniam wysiłek włożony w wymyślenie tego i pomysłowość. Skubanie plumerii w rajskim ogrodzie króla też. Kiedyś kierowca zerwał mi bukiet róż w ogrodzie mnichów w Kalwarii Zebrzydowskiej. Musiałam się szybko ewakuować zanim ktoś przybiegnie z widłami. Innym razem ktoś ukradł dla mnie róże w knajpie. Mam pamięć słonia do takich akcji. A łyżeczkę do wybierania miąższu kokosa też mam zawsze przy sobie, Ala. Pieniądze dzisiaj są, jutro nie ma, trudno. Zarobi sie kiedyś. Mnisi buddyjscy nie mają nic, a są zadowoleni. Możemy im tylko pozazdrościć. Spokoju ducha, skromności i pokory. Wychodzę z założenia, że karma wraca. Im więcej dajesz, tym więcej zyskujesz. Nauczył mnie tego Tony, który każdemu mnichowi obwieszonemu amuletami daje finansowy prezent. Mówi, że chce, aby inni byli szczęśliwi. Nie chce odbierać ani grama innym. Chętnie odda pracę młodszym, bo należy się dzielić. Dlatego bardzo doceniam ducha solidarności w grupie, wzajemnej pomocy i przede wszystkim bezinteresowności. To jest taka lekcja, która nie ma ceny. Nasz podzielony naród, rozbity politycznie tutaj tworzy zgraną rodzinę. Sytuacje irytujące przekuwamy na zabawne. Ta atmosfera daje nam wszystkim ten smaczek wakacji. Mnie też się to udziela. 

Dawno nie miałam tak zintegrowanej grupy. To akurat zasługa współpracy z wyjątkową osobą, która zadbała o to. Nigdy o nic nie proszę, ale wierzę, że będzie dobrze. Kiedy zjawia się zatem nasz Tony z zielonymi naleśnikami i ładuje w to jakąś lokalną watę cukrową w dziwnych kolorach, co wygląda jak włosy, to jest dla mnie ważne. Jak nas częstuje smażonymi bananami, to doceniam ten gest. Robię to samo. 

- Co to jest? 

- Jackfruit. Nie znasz? Bierzemy! 

Najdziwniejsze prezenty dostaję w tym kraju: ryż z kurczakiem w pierwszym dniu, który wcisnął mi Tony na powitanie, bo pewnie zgłodnieję był super. Dzięki niemu dożyłam do kolacji. Na obiad nie miałam czasu: po locie należy się masaż stóp, a tu jeszcze salon trzeba znaleźć.  Kiedyś Tony dał mi wachlarz na powitanie, jeździ ze mną po całym świecie. Teraz dałam mu w zamian mój pleciony z Madagaskaru. Butelkę płynu do dezynfekcji rąk, którą mi wcisnął w marcu 2020 na pożegnanie mam już 8x uzupełnioną i ciągle noszę w torebce. Nawet jak jest pusta, to nie wyrzucam. I najlepsze: Tony ciągle mnie czymś stara sie zaskoczyć. No limit! Jest jedna cecha, która mnie u niego zachwyca: życzliwość. 


No i profesjonalizm, naturalnie. Wiem, że mogę mu zostawić grupę na pół dnia i jechać do szpitala, no stress. Raczej nie ufam nikomu i nienawidzę sytuacji, gdy komuś mam powierzać moich turystów. Szczególnie na początku, jak nie znam dobrze grupy i nie wiem kto chodzi dobrze, kto sie potyka, kto spóźnia, kto zapomina godziny zbiórki, kto bez orientacji. Tony prędzej zgubi parking i autobus niż turystę. I zwykle wiem o tym zanim Damian zadzwoni... Sytuacje absurdalne zdarzają mi się na co dzień. Jakoś muszę z tym żyć. 


A może czas się zatrzymać? Pandemia była testem. Miałam normalne życie. Na chwilę. Powrót do bycia nomadą sprawił mi jednak dużo radości. Nie przywiązuję się do miejsc, do ludzi owszem. Lubię wracać w pewne miejsca, ale za długo nie usiedzę. Moją domeną jest zmiana i dopasowanie. Szybko się nudzę. I wtedy szukam nowych wyzwań. Najlepsze są te z natury niemożliwe. Osiąganie trudnych celów sprawia mi najwięcej satysfakcji. Dzisiaj mam czas na reset, póki nic się nie dzieje. Jeszcze.

Ps. DAMIAN, DZIĘKI ZA ZDJĘCIA. KARMA WRACA. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem