Pewien kraj: Świątynna wróżba

Dzisiejsze Hua Hin obudziło się mokrusieńkie, strugi deszczu tworzyły kurtynę niczym w salonie masażu w Bangkoku. Tak, tym pierwszym w tym sezonie. Ściana wody. Tu jak pada, to tyle, co u nas w rok. Sprawdzam prognozy: od południa poprawa. To dobrze, bo do Napalai zdążają pielgrzymi z drugiego końca plaży. Ich droga daleka, paskudna pogoda zmusza ich zatem do poszukania taksówki. Bolt odmawiał posłuszeństwa. Żadnych aut w pobliżu. Pomogła recepcja. Umówiliśmy się na obiad o 13h. A potem na spacer po pobliskim wzgórzu świątynnym. Odkąd zacni goście przybyli, pogoda się zaczęła poprawiać. Czary to czy sen? Nawet słońce wyszło. Odgoniliśmy zatem krnąbrne szare chmury i przekicaliśmy na targ rybny. Wszędzie głębokie kałuże. Łatwo nie było. Jeden pielgrzym zgubił się zaraz na początku, chyba polował na skrzypłocze. Zabawne, bo nie gustuje w ostrygach, a na obiad jadł pizzę. Nie ma co, na kolejną umówimy się we Włoszech. Reszta dzielnie zdobywała wzgórze. Tak, Piotr na jednej nodze się tam wdrapał! 




Zewsząd obserwował nas małpi gang. Makaki bywają zjadliwe. Widziałam jak zaatakowały turystkę z puszką w ręce. Dzisiaj! A jakże! Tym bardziej niepokoił mnie widok niepokornego wielbiciela selfie z małpą. Nastawiałam się duchowo już na popołudnie w klinice. Piotr sobie złamał nogę, żebym z nim spędziła dzień w Bangkoku, myślę, że to można przebić. He he. Ilość małp przerosła nasze oczekiwania. Wiedziałam, że są ich tam setki, ale trafiliśmy na karmienie i zrobiło sie gęsto. Niczym Budda próbowałam nie stracić orientacji kto gdzie molestuje małpiszony. Te się iskają, te gonią, jedna atakuje koło Dharmy i bezczelnie się na nim buja. Inne leniwie na nas spoglądają. W upale wleczemy się po schodach do świątyni. Makaki nas nie odstępują, ale nie są jakoś specjalnie agresywne. To raczej my jesteśmy dla nich dość nachalni z aparatem parę centymetrów od tych sprytnych stworzeń. Obserwuję mój zespół filmowo-fotograficzny. Nie jestem zachwycona zbliżaniem się do małp. Moja włochata torebka też zaraz będzie musiała przejść przegląd i odpchlenie muggą. Upał daje się we znaki, wracamy do hotelu odświeżyć się przed masażem. Z tajskich rozrywek to nasza ulubiona. Dziękuję za cudowne popołudnie. 

***

Naturalnie, skorzystaliśmy z wróżby wyroczni. Możliwe, że  nie spełniliśmy rytuałów. Trudno orzec zatem czy się spełni. Tłumaczenie google oddaje ducha tego tekstu, ale zrozumieć co poeta miał na myśli nie sposób. Może Tony pomoże za parę dni. "Nawet nie myśl o zgubionych rzeczach" - no fakt, to trafiło. Ale o co chodzi z "Nie idź wcześniej do sklepu ze słońcem i użyj opadłych kwiatów"?? Ja mam sie starać mocno, bo czeka mnie nagroda. Tylko czemu "stan pacjenta pogarsza się"? No i kto jest tym pacjentem? 

"Wszystko jest zamglone i jasne (po tej ulewie na pewno), radzę zwlekać i uzbroić się w cierpliwość (czyli poczekam jeszcze z dzień na wiadomość co robię od soboty), góry są wysokie, a woda głęboka (czeka mnie powrót)". Ciekawe jakie wyzwania czekają mnie w najbliższych dniach. 


"Nie mam nic do powiedzenia, dlatego śpiewam". Piękne to. Śpiewaj zatem. Czekam ciepliwie. A w tle słyszę "Hélène" Roche Voisine. 


***

Dzięki za zdjęcia. I kawę.


Ozone Club

Komentarze

  1. Gratuluję bloga i cennych tekstów. I do tego piękne zdjęcia, kawy nie trzeba reklamować 😉

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem