Madagaskar: Dzieciaki

Kiedy w 2018 roku przyjechałam na Madagaskar, na białych ludzi wołano "vazah" i nam kiwano. Dzieci uśmiechały się do zdjęć. Było miło. Minęły 4 lata, dzieci nadal nam machają, wdzięcznie pozują do zdjęć, ale coraz częściej dopominają się o "stylo", "bonbon", "payer", czyli długopis, cukierek, pałacić. Powoli pojawiają się pod hotelami żebrząc o cukierki. Siedzimy na tarasie, z daleka słyszymy wesołe "bonjour vazah", które po chwili przechodzi w "bonbon, Madame". Dawać czy nie dawać? 

Teraz akurat dzieci mają tydzień wolnego z okazji Wszystkich Świętych. Niemniej, jak tu byłam wcześniej, to w godzinach lekcji dzieciaki też czekały na prezenty zamiast siedzieć w szkole. Tu nikt nie wierzy w edukację państwową, nauczyciele ciągle strajkują, bo nie dostają wynagrodzeń. W 2023 będą kolejne wybory, ale czy demokratycznie coś da się zmienić? Mój kolega mówił, że na 15 osób uprawnionych do głosowania w rodzinie, karty dostało 5. A przed lokalami stali przedstawiciele obecnego prezydenta i płacili 10000 ariarów za właściwy głos. 

Jak się idzie przez wioskę, to mamy obstawę rosnącą z każdym krokiem. Dajemy długopis, dwa, piętnaście, a ludzka fala rośnie. Dzieci nie proszą, rzucają się na dobroczynnych vazah i wyrywają prezenty z ręki. Po chwili słychać wrzask, bo dzieciaki próbując sobie wyrwać zdobycz rzucają się kamieniami i kopią. Dlatego jak już coś komuś dajemy, to należy wybrać starszą osobę, którą darzą szacunkiem, najlepiej nauczyciela. 

Dzieci żyją w słabych warunkach, o zabawki trudno. Jak widzimy jak prowadzą oponę pchając ją patykiem, żeby zachowała równowagę, albo skaczą przez sznurek zahaczony o gałąź, to mamy ochotę wyskoczyć z całej kasy jaką mamy. Czasem dzieci chcą od nas tylko uwagi, uściśnięcia dłoni, żeby ktoś je dotknął. Dla nich jesteśmy jak anioły w katedrze w Mahajunga o jasnych twarzach. Czy to czeka ich po śmierci? Życie białych ludzi? Wierzący są bardzo: pieśni religijnych słuchają z radyjek na baterie solarne nawet do obiadu. 

Obserwuję wioskowe zabawki, patyk z czymś co przypomina kółka i można to pchać, drewniany chodzik, na którym leży ciężki kamień, żeby maluch miał podparcie. Kamień ciągle spada, a siostra go ustawia ponownie. Piasek wszędzie, jechać trudno, ale dzieciak szczęśliwy, jest w centrum uwagi starszego rodzeństwa. 

Tu nie ma dobrych rozwiązań. Kraj potrzebuje pieniędzy. Dróg, szkół, szpitali, infrastruktury. A przede wszystkim wykształconych ludzi: nauczycieli, mechaników, inżynierów, doktorów, etc. Nie wiem czy zmienimy świat cukierkiem. Czy rozdawanie słodyczy za darmo pomoże czy zaszkodzi? Czy dziecko następnym razem odmówi jedzenia śniadania i pobiegnie żebrać pod hotel? Co zrobi jak nie dostanie cukierka? Ukradnie? Kopnie? Rzuci kamieniem? Co wybierze: szkołę czy błaganie turystów o prezenty? To nie jest tak, że jestem po którejkolwiek stronie, rozważam konsekwencje. Dawać czy nie dawać, sami sobie znajdźcie dobrą odpowiedź. 

***

Rozmowa turystów na lotnisku:

- Ja tu wrócę i przywiozę im pełną walizkę cukierków, całe 20 kilogramów słodyczy, bo takie biedne te dzieci!

- A czy gabinet dentystyczny też pani da? - dopytuje sąsiad.

- Jeden cukierek na osłodę, komu to szkodzi?

- Taa, jeden razy 700 turystów...

***

Najsmutniejsze jest to, że jak ktoś już tu skończy jakąś szkołę, jest w miarę obrotny, to myśli już tylko o wyjeździe. Europa, Kanada, wszędzie, byle nie w raju. 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem