Posty

Wyświetlam posty z etykietą Ekwador

Ekwador: Wesołe przygody na 4 lotniskach

Obraz
Pewne rzeczy trzeba przeżyć, żeby zrozumieć. Kiedy o 10 rano w dniu wylotu dostałam sms i maila z linii KLM informującego o zmianie planu podróży, musiałam się dobrze w niego wczytać, żeby go zrozumieć. Zamiast lecieć z Guayaquil w Ekwadorze przez Amsterdam do Warszawy, nagle miałam dodatkowo przelecieć się do Paryża. Zamiast 16, robiła się 22h. A wszystko przez opóźnienie lotu z Amsterdamu do Guayaquil. Wychodziło 40 minut poślizgu. Niby mało. Jednak to powodowało, że na przedostanie się do samolotu w Amsterdamie zostawało z 20 minut. I linia wiedziała, że nie zdążymy i będzie się należało po 600 eur. Zatem uprzedzono nasz chceck-in i zorganizowano nam dolot do Warszawy przez Amsterdam i Paryż. Czas przesiadki: 55 minut. Po drodze wydostanie sie z samolotu, solidna kontrola bagaży podręcznych plus wejście na teren UE, czyli sprawdzanie paszportów oraz kilometry korytarzy. Największe zdziwienie to była jednak bardzo szczegółowa kontrola 2 podręcznych w Amsterdamie z pytaniami: czy sami

Ekwador: Isla Lobos

Obraz
Witamy na San Cristobal. Będzie krótko... W centrum miasta lwów morskich hurtownia, samice karmiące maluchy, groźne samce alfa, zatem płyniemy dalej, by posnurkować w kanale między San Cristobal a Isla Lobos. Spokojne wody. Jakimś cudem nie padało, choć zlało nas przez kwadrans podczas przeprawy z Santa Cruz i wszędzie widać strugi wody płynące z ciemnych chmur. Lało niedługo, rejs trwa 2h, ale suszenia mamy na 2 dni.  Co do wyprawy na Isla Lobos: dziś dopisały fregaty, było parę żółwi, kilka głuptaków, pełno lwów morskich. I bawiły się z nami. Kogoś jeden dotknął płetwą, innemu pod nogami przepłynął. Na dnie żerowały iguany morskie. I chyba one były hitem. No i ławic kolorowych ryb było sporo. Bardzo udane surkowanie. Zdecydowanie polecamy.  Tymczasem dzisiaj mamy dzień amnezji: każdy coś gubi, zapomina, nie wiem czemu akurat dzisiaj taka kumulacja. Ja zostawiłam mój kapelusz w hotelu na półce: o 5 rano go nie zauważyłam, bo ma kolor ściany i choć od wczoraj wiedziałam, że jest ryzyko

Ekwador: Wokoło Santa Cruz

Obraz
Dzisiejsze popołudnie zapowiadało się dżdżyście, przynajmniej w prognozach, co nie przeszkodziło nam się spalić w równikowym słońcu. 28 stopni C, ale odczuwaliśmy znacznie więcej po tygodniu w rześkich Andach. No padało na płaskowyżu, pośrodku wyspy, było to widać. A na łodzi: więcej nasz spryskała bryza od oceanu niż deszcz. Padało przez jakieś 5 minut i tyle.  A zatem udaliśmy się pooglądać Santa Cruz od strony oceanu. Nie było jakiegoś ogromu zwierząt, ale zobaczyliśmy iguany, głuptaki, fregaty, pelikany, lwy morskie, ławice kolorowych ryb. Było trochę lądu i trochę morza. Małe spacery i snurkowanie. Za najbardziej urodziwe miejsce uznaję Grietas, gdzie pośród skał można było popływać. Woda nieco chłodniejsza niż w morzu. Jak to porównam z Izabelą: to samo. Zatem nie warto inwestować 300 dolarów w wypady na inne wyspy Galapagos i tracić 5h na łodziach, lepiej zrobić sobie rejs po zatoce Santa Cruz i przy sporej finansowej oszczędności widzi się podobne rzeczy. W porównaniu z miastec

Ekwador: Tydzień oszczędności czyli kuchnia lokalna

Obraz
Kiedy na równiku jest południe i cień staje się kropką, czas coś przekąsić. Się pracuje, się zarabia. No to się wydaje. Od wczoraj wprowadziłam sobie jednak limit. Koniec z zupą za 15 dolców! Czas nauczyć się oszczędzać. Jednak jak się biega, spala się po 3500 kalorii dziennie, to trudno głodować. Zatem żywię się lokalnie: zupa, danie główne i napój za 5 dolarów na Galapagos. Od wczoraj jem jak lokalni. Wystarczy zboczyć z głównego traktu w boczną uliczkę i sprawdzić koło południa, gdzie pełno lokalnych. Skromny wystój, brak klimy, plastikowe krzesła i danie dnia wypisane na potykaczu przed lokalem. Tylko jeden kłopot: co to jest oko? Czym tu częstują? Wybór między okiem a kurczakiem w coca-coli, wybieram oko. Okazało się, że to mała smażona rybka (ojon frito), do tego ryż, fasola, odrobinka surowych warzyw, kompot i zupa. A zupy są dla mnie tu zawsze zaskoczeniem. Niby podobne składniki, ale zawsze jakaś niespodzianka. A to ser, a to awokado, dzisiaj kukurydza, ale w formie kolby w pl

Ekwador: Galapagos w marcu

Obraz
Ekwador mam w sercu. Nic nie poradzę na to, że jestem kochliwa... Na początek wzgórza z żółwiami. Wczoraj powiedziano nam, że od listopada do marca jest pora deszczowa na Galapagos, więc samice schodzą składać jaja i na płaskowyżu jest ich teraz mniej, bo tam na górze jest błoto. Ono odpowiada zwierzakom, bo się pozbywają w nim robali i chłodzą, a niżej są kamienie i dlatego tam schodzą żółwice składać jaja. Jakieś 6 do 12 sztuk, ale niekoniecznie każdego roku. Stare duże samce mają skorupy z wytartymi słojami, po prostu nam się zmarszczki robią na starość, a żółwiom skorupy się wygładzają. One nie mają potrzeby wlec skorupy w dół. Wraz z młodzieżą siedzą na płaskowyżu. Nie mamy do końca wieści odnośnie długości życia żółwi, bo park istnieje od 60 lat, a taki żółw może żyć 120 do 200 lat, mówił przewodnik. Czyli spokojnie z 3x nas przeżyją. Wytrzymują rok bez jedzenia, pół bez picia.  Nasza jesień lepsza od marca pod kątem ilości żółwi lądowych na Santa Cruz, choć to nie znaczy, że ich