Rajlandia: Już jadę. ฉันไปแล้วนะ

Jeśli naszym przeznaczeniem jest się spotkać, nic tego nie zatrzyma. Dzisiaj wyprawa na targ poza Bangkok. Rano małe bieganko. Spotkałam 1 psa, smacznie spał, nie chciał mnie wąchać, ani obszczekiwać. Uff. Amulet antypsowy działa. 

Magic power


Mam 1000% energii. Wysysam ją z tej ziemi. Z tego słońca, ryżu, z tej truskawkowej fanty dla duchów, od wszystkiego co żywe i nieżywe. Chyba jakąś bramę energetyczną otwarłam i wszystkim się udziela. Very happy.

Jadę sobie vanem i czytam prasę tajską. Nie, nie znam języka. Ale mam podpisane obrazki. Oglądam zatem zdjęcia z festiwalu kwatów, walki słoni, składanie darów. I tłumaczę googlem. 




Od wczoraj mam nowe amulety i inne gadżety ochronne. Dostałam na śniadaniu od Tony. Pojechał wczoraj rano z grupą do Kanchanaburi, ja zostałam w Bangkoku. Na kolacji pyta mnie szefowa przewodników czy jadę na targ. No tak. A ona się śmieje, że moje Przeznaczenie też tam nazajutrz będzie. A tak w ogóle to czemu się nie przeprwadzę na stałe do Bangkoku? Nigdy o tym nie pomyślałam. Coś mi mówi, że będę tu częściej i nawet lato w Europie mnie nie zatrzyma. Od lat latam po Tajlandii i okolicy. Po 3 latach przerwy jednak czuję, że coś mnie omineło. Po wczorajszym masażu stóp lewituję. W słuchawkach mam piosenkę od przewodnika z Kambodży. Romolos Propun. Znajdź ją i odmień swój dzień. Ona oddaję ten mój super power dzisiejszy. 

W sumie to może powinnam się nauczyć coś po tajsku. Skoro Tony mi pisze wiadomości po polsku to powinnnam się zrewanżować i go zaskoczyć. Jak się wczoraj dowiedziałam, z resztą pilotów on się komunikuje po angielsku. Poczułam się wyjątkowo.  Oczywiście przez translator google tłumaczy, ale to miłe. To tak jak gadać z kims po śląsku, tylko w kontekście międzynarodowym. Już się ubieram w tajskie kolory zgodnie z dniami tygodnia, czym najwyraźniej imponuję Tajom, bo to szacunek dla ich kultury. Teraz mam rosnący zapas ubezpieczenia w formie amuletów. Nie ma znaczenia w co ja wierzę, ważne, że je mam i oni o tym wiedzą. Nie naśmiewam się z ich zabobonów, jestem dla nich kimś, kto stara się zrozumieć ich tradycje. A jak parę razy poleciałam tekstami o akceptacji przeznaczenia, to chyba ich ujęło. Mam uczucie, że dobra karma spływa na mnie wiadrami. Wszyscy są tacy mili. I grupa, i przewodnicy, i kierowcy, i sprzedawcy nawet. 

Wokoło pola ryżowe. Pędzimy. Nie ma korków. Mój nowy amulet przeciwko atakującym psom zdobyty wczoraj na magicznym targu najwyraźniej działa. Spotkałam rano psa jak biegałam, smacznie spał: ustalałam czy jest dobry. I o co chodzi z krwią. Tony posłał mi film. Z 11 minut po tajsku. Nic nie rozumiem. Może mam go polać krwią. Ale czyją? Moją czy Tony? Ha ha. Tony napisał, że to nie blood bank. Ależ się uśmiałam. Chyba chodzilo o to, że ten amulet Tajowie chcą mieć jak są w wojsku, chroni od kul, zębów, zło zmienia w dobro. Ale czad! Nie jakaś popierdółka na kasę, tylko zbroja! Różnica mentalności pokoleń. Moja przewodniczka ma amulety tylko na kasę. Z 5. Ale kasa się liczy tylko jak można ją zainwestować. Anna, czemu nie kupisz sobie mieszkania w Bangkoku? Dobre pytanie. 

No to dotarliśmy na targ z pociągiem. Taki, co zbierają tu stragany jak pospieszny jedzie. Zobaczyłam skarpety w słonie. Grube. Zbędne. 40 bath. Kupiłam. A obok dżokejki. Dałam moje Tony do kolekcji, więc trzeba nabyć nową. 200 bath. Mówię, że drogo. Pani wyciąga kalkulator. Ile dam? Piszę 150. A ona od razu się zgadza. Bez walki. Moimi pieniędzmi dotyka towarów. Jestem pierwszym klientem. To będzie dobry znak dla niej. Jakby nie sprzedała, byłby kiepski dzień. Uczcie się od najlepszych. 50 bath zniżki. Pokazuję jej mój amulet. Jest zachwycona. Nieskończone dobre znaki dla jej businessu. Amulet kosztował 250, już 50 odrobiłam;zD. Za chwilę ktoś mi stawia puszkę piwa, ojej, chyba serio mam super moce. 






Dojeżdżam na kolejny targ i wsiadam na łódkę. Już jakiś czas mnie tu nie było. Dopływamy. Mamy 2h czasu. Gdzie jest Tony? W międzyczasie spotykam jego pilota. Gadamy. Nagle pojawia się kozak Tony. Biała czapka z napisem Itaka, którą sam dał wyszyć. Dostaje od niego tubę chipsów. Pojawia się Taity, która ze mną pracuje: masz banany smażone, Anna. Sukinamulet! Jest tyle energii, że zdecydowaliśmy adoptować moją przewodniczkę do tej zakręconej rodziny. Na to nasz pilot też chce zostać zaadoptowany. Mówi, ze jakby miał jakąś Tajlandię, to by mi chętnie odstąpił. Ujął mnie tym. A może to nie jest głupi pomysł spytać komu się marzy coś innego niż Tajowo na koniec sezonu?

Tony daje mi kolejny tajny amulet. Moja ważąca tonę torebka jest już pełna magii, ale Tony też dostał ode mnie sporo gadżetów. Też ma pełną torbę skarbów.

Pierwszy raz się zdarzyło, że panie dały mi za darmo zdęcie z łódki. 150 bath do przodu. Cholernie skuteczny ten amulet! Płacę za napoje. 90+85+85. Pani daje mi upust. Wyszło 160. Wow. Idę do wc z gościem z 2 grupy, który trochę podsłuchiwał nasze konwersacje: toaleta 5 bath, nawet kibel mi postawił. Uśmialiśmy się wszyscy. Czas się rozstać, ale to nic. Ja tu wrócę. 

Dostałam los na loterię od Tony. Do wygrania 6000000 bath. Śmiejemy się, że na małe kondominium może starczy... 16 jest losowanie. 

Wracam do Bangkoku, Tony do Hua Hin. Może uda się spotkać 21 jak wrócę do Bkk, żeby nazajurz wrócić do Europy. Jak Budda da. 

Aha, mój nowoadoptowany syn dopomina się o basen w tym rzekomym kondominium, więc owszem będzie, o ile dzieci się zlożą, musi się dogadać zatem z siostrą. Ha ha ha. Tyle pozytywnych wrażeń, a to dopiero poranek! Do wieczora daleko. Jutro Kambodża. Dawno nie byłam. Całe 4 dni. 

Ps. A jakby tak serio pomieszkać tu nieco może ta książka co wam od lat obiecuję sama by się napisała? Studia nad tajskim okultyzmem w kontekście Azji południowo-wschodniej? Zobaczymy. Sprawa jest rozwojowa.

O 14h umówiłam się na sesję fotograficzną. Do wizy wietnamskiej potrzebne jest zdjęcie. Jedna osoba nie ma. Zatem idziemy do fotografa. Nie, zdecydowanie nie jest elegancki europejski salon. Raczej jakaś kanciapa pełna gratów. 6 zdjęć kosztuje 130 bath. Robię sobie zatem 12: cena 150 bath. 5 eur... A u nas jakieś kosmiczne kwoty. Coś mi się zdaje, że się przydają mi nowe zdjęcia. Mam odebrać za godzinę. Możecie się domyślić co można w skwarnym Bangkoku robić przez godzinę. Idę zatem jak chce Przeznaczenie na masaż. Przyciągam szczęście, więc za mną pakuje się 5 Hindusów. Mówią mi, że mam najlepszą masażystkę. No dobra jest, przyznaję. Wyciągam amulet, staje się magia. Jest bosko. Dzisiaj mam dzień promocji;)) Dzielenie się tajnymi amuletami daje mi tyle radości. Reakcje ludzi są bezcenne. Traktują mnie jak swojaka. Zresztą pół ulicy mnie tu zna jak o 5h30 biegam po ciemnych ulicach z czołówką;))



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bali: Nusa Penida, szpak balijski, uwolnić ptaszka!!!

Niemcy: Bawaria - Augsburg