Madagaskar: Zebuwozy i hophopki


Malgaskie drogi czyli ból i kurz

Jadąc na północ mam wrażenie, że już jestem wcieleniem lemura. Skaczę w busie tak, że nie mając choroby lokomocyjnej chętnie wzięłabym avionmarin. Jadę po szczątkach asfaltu, omijam dziury, czasem głębokie na metr, pyliste nawierzchnie wyglądające jak tor na quada, dramat. Prawdziwa egzotyka.

Mijamy dzieciaki rano spieszące do szkół, często bose, ale uśmiechnięte, machają nam, tu biały jeszcze jest atrakcją. Nie ma chodnika, setki stóp drepcze rdzawym laterytowym poboczem. Jedni w klapkach, inni boso, czasem ktoś ma porządniejsze buty. Koleżance ukradli w nocy z busa radio samochodowe i jej buty trekkingowe. Używane też się przydają. Ilu ludzi chodzi tu w butach z dziurami, z oderwaną podeszwą, wielu po prostu oszczędza na obuwiu, nosi jedyne klapki od święta. 

Co chwilę mijamy zebuwozy. Proszę, żeby się zatrzymać. Mija nas zadowolony kierowca włoskiej grupy. Już trzeci raz. Mi to lotto. My robimy sesję na wozie zaprzężonym w 4 zebu. A niech żałują. Przewodnicy mnie starszą, że będę późno w hotelu. Mnie to naprawdę nie obchodzi czy będę o 17 czy o 20h. Robimy zebusesję, zostawiamy drobiniaki rzędu 500-1000 ariarów od osoby. 0.50-1 zł. Za to mają miesiąc w szkole dla dziecka! A jakie foty! 




Jedziemy raz szybciej, raz wolniej, przed ludźmi się hamuje łagodnie, czasem się trąbi na pieszych, że zajmują pobocze, ale przy zebu jest zawsze zdecydowanie. Kogo stać na 400 euro odszkodowania za krowę! Kawałek asfaltu pozszywany łatami, auto rozpędza się do 80 km/h, na 2 kilometry. Za chwilę zwolni do 5 km/h. Mijając się z ciężarówką oba pojazdy zjeżdżają kołami na pobocze. Jadąc przez wioskę hamujemy darując życie pani kurze. Żoładek podskakuje. Góra, dół, szybciej, wolniej. Choroba morska. Gorzej jak się to nałoży na problem żołądkowy. Z każdym przejazdem dziury coraz głębsze. Turlamy się w pyle. Ze dwa razy w tygodniu zmieniam oponę, ale w tym tygodniu już odrobione. Ciekawe co się jeszcze zdarzy. Każdy dzień jest niewiadomą. 




Kiszonki z mango


Jak nie jechałeś malgaską "autostradą", to mało wiesz. Tego trzeba doświadczyć, żeby zrozumieć. Werka, Remigiusz, serio! Tu nie tak luksusowo jak na Mahajunga. 

Tu pola ryżowe, zebu obżera się mieląc świeża trawę w rytmie mora mora. Nie pytajcie ile ryżu jest z hektara, nikt tego nie liczy. 



Ryżowisko




Czasem asfalt, czasem nie. Robotnik zarabia 15000 ariarów dziennie pracując od 7h do 17h z półtoragodzinną przerwą na obiad. 15 zł!! I jeszcze często są strajki, bo ludziom nie płacą. 


Główna autostrada, route nationale do stolicy, serio!

Mijamy stragany. Tu kiszonki z mango, papaii, tam orzeszki nerkowca, chlebowiec, plony przydomowych ogródków. Ktoś siedzi przy 2 pomidorach. Miejscami kokosy. Najlepiej jak z rana można zobaczyć prawdziwy targ z parkingirm na zebuwozy. Oj, jak klimatycznie. Sorry, tu nie ma fotogienicznych, pięknych afrykańskich domków, blaszane budki z zardzewiałych kawałków blachy. Domki z patyczków. Dobrze jak zamiast klepiska jest podłoga. To co dla nas jest biedą, dla nich to już całkiem porzadny dom, w końcu nie kapie na głowę. Tu ma zastosowanie moja dewiza: Im mniej oczekiwań, tym mniej rozczarowań. Mamy każdy jedno życie. Tylko od nas zależy jak i gdzie je spędzimy. 

Czy ta katorżnicza trasa ma jakieś zalety? Owszem, jeszcze turystyka masowa nie zepsuła tego kraju. Doceni to podróżnik. Dzieci machają, jeszcze nie rzucają kamieniami. Tu my robimy za atrakcję: czujemy się jak lemury! Hop, hop, hop;))


Mydło z tłuszczu zebu


Rozlewnia świeżej wody


Lokalni dealerzy czatu (katu), czyli czuwaliczki jadalnej  uznanej w 1980 roku przez WHO za narkotyk. Legalny jest w Etiopii, na Madagaskarze, w Jemenie i Somalii. Zawiera aktynon: powoduje gadatliwość i brak zmęczenia, a nazajutrz kaca. 



Fryzjer


Sklep z narzędziami



Sklep ze sprzętem AGD: dział kuchenek. Ceny są we frankach, trzeba podzielić na 5, to będzie w ariarach. 50000F to 10000 ariarów, jakieś 10-11 zł. Sprzedawca może mieć kłopot z dzieleniem, szkoła podstawowa jest obowiązkowa głownie w teorii. 




Sklep warzywny


Moda malgaska


Mam masę zdjęć i słabe wifi, dorzucę fotki za parę dni. Tymczasem zaliczyłam glebę pod prysznicem. Zimna woda jeszcze ujdzie, ale wyłączanie światła co 5 minut mnie dobija. Rozwaliłam głową kafelek, liżę rany, dzięki bogu nie do szycia. Pozdrawiam z dziczy. 









 





Więcej o ryżu: TUTAJ







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem