Tajlandia: Don Mueang. Kierunek: Laos.

Wstaje nowy dzień. Nie mam okna, więc to nie jest oczywiste. Budzik mówi, że już ósma. Schodzę na recepcję, zostawiam bagaż. Idę na to nie-śniadanie. Jest kawa, są tosty. Starczy. Odbieram 500 bath depozytu. Na progu hotelu łapie mnie gość wołając: "Taxi?" A ile na Don Muang? 500. Jak 500? Prasong mówił, że 400! Targujemy się. Wsiadam. Zamiast zielono-żółtej taksówki obsługiwanej przez Grab (lokalny Uber) mam nieoznakowaną osobówkę. Jest dzień. Mam zapas czasu. Jak gość mnie nie dowiezie pozna moje gorsze oblicze Durgi i Budda mu nie pomoże. A ilość zawieszonych na lusterku wstecznym świątków świadczy o tym, że jest dobrze zabezpieczony. To jak z tym lwem: sam napadł, niech sam się broni. Ja tu jeszcze wrócę, więc jak mi coś się stanie, albo jak nie dotrę na czas, zakopię go pod świątynią duchów przed Bangkok Palace. 21 minut później wchodzę na znajomy terminal. Mam dużo czasu, ale nie muszę czekać na otwarcie check-in, bo mam tylko podręczny. Plecak 5.6kg. Podchodzę do maszynki. Obok stoi "uczeń". Potrzebny kod rezerwacji i skan paszportu plus palec, bo parę razy trzeba wcisnąć "confirm". Uczeń "pomaga": wciska za mnie 2x "confirm" zanim zdążę przeczytać co potwierdzam. 9h24, czyli niecałe pół godziny od wyjścia z hotelu jestem na lotnisku, odprawiona i z poczuciem totalnego luzu. Moze trzebaby coś poczytać o Vientiane?



Zaraz, trzeba zarezerwować nocleg na dzisiaj. Aplikacja Agoda, reklamowana w tajskiej telewizji i moim telefonie. Jest mapka, wybieram nocleg w samym centrum miasta. 105 zł. Tyle, że jak rezerwuję i wybieram opcję "zapłać w hotelu" z karty ściąga mi gotówkę. Irytujące. Zostaję też obciążona "podatkami i opłatami". Wychodzi 128 zł. Jak za 3* w centrum stolicy, nie narzekam. Regularna cena to około 145 zł. Niemniej, to i tak oszustwo: dostałam z 24zł zniżki za pakiet startowy. Wniosek: lepiej płacić cenę hotelową, tak chociaż pieniądze trafiają tam, gdzie trzeba. Przyznam, że trochę nie miałam wyboru: na lotnisku w Vientiane czeka mnie wniosek wizowy za 30$. Znając realia, będzie okienko: podaj adres, gdzie planujesz się zatrzymać. Jest to więc moja gwarancja, że mnie wpuszczą do Laosu.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem