Chiny: Sam na sam ze smokiem 




Dawno, dawno temu miałam ochotę zobaczyć Chiny bez tony makijażu. Jak to jest umówić się na randkę z chińskim smokiem? Kiedy nadarzyła się okazja nie miałam chwili do namysłu. To się działo live. Trasa Szanghaj-Pekin. Jak to jest samodzielnie poruszać się po tym państwie-kontynencie?

Zaczęło się od podróży z lotniska w Szanghaju do hotelu. Szalała burza, lało jak z cebra, a ja z walizką musiałam dotrzeć do hotelu. Kazano mi jechać taksówką, ale to każdy potrafi. Ja chciałam jechać metrem. Wiedziałam jak nazywa się stacja. Muszę jechać linią 2 i się przesiąść na 3 przystanki na inna. Tyle. Zaczęlo się robić ciężko już przy zakupie biletu. Niby pisze po angielsku, ale dochodzę do etapu "back" i "exit", a gdzie "pay"? Pytam po kolei 7 Chińczyķów, co mam zrobić, żaden nic nie rozumie. To był właśnie ten irytujący moment, kiedy trzeba było wrzucić pieniądze.

Kontrola bagażu jak na lotnisku. Wsiadam do wagonu, jadę. Po 20 minutach: koniec jazdy. Zostało mi z 15 przystanków do przesiadki? Nie rozumiem czy metro przestało już jeździć, bo jest późno czy coś się popsuło. Ktoś mowi: "change line 2", ale ja jestem w dwójce! Potem się okazało, że pociągi na koncówce linii jeżdżą rzadziej niż na środku. Dojechałam na przesiadkę. Linia jeździ wokoło centrum. Zbliża się 23, a to oznacza zamknięcie metra. Jeśli wsiądę w złą stronę nie dojadę. Podjezdża pociąg. Pytam czy jedzie do mojej stacji pokazując mapkę w znaczkach. Facet mówi, że tak, a drugi kiwa, że absolutnie nie. Trudno. Wsiadam. Jadę. Docieram po 3 stacjach.

Idę do hotelu: mówią tylko po chińsku. Na podstawie paszportu odbieram bilet na jutrzejszy pociąg i dostaję zarezerwowany pokój 8425. Wsiadam do windy. A tu guziczki 1,2,3,4. Myślałam, że to na 8 piętrze. Ależ skąd! To Chiny. Ósemka (znaczy tyle, co podwójne szczęście) tylko jest po to, żeby zrównoważyć fatalny wpływ czwórki (wymawia się jak śmierć, dlatego Chińczyk nie chce jej w numerze domu, piętra, rejestracji samochodu, ani w numerze telefonu). Wjeżdżam na 4 pietro. Otwieram pokój kartą. Na podłodze leży pijany Chińczyk, goły i palący papierosa pod najwyraźniej niedziałającym systemem przeciwpożarowym. That's China! Zjeżdżam do recepcji. Wymieniam klucz. Ponownie wjeżdżam na 4 piętro. Chińczyka nie ma. Łóżko jest. Zaraz! A gdzie łazienka?! Uff, za drzwiami.

Kolejny dzień i nowe wyzwania. O 15h mam pociąg do Pekinu. Ranek wolny na Muzeum Szanghajskie. Jadę metrem z walizką, z przesiadkami, daję radę. Biletu wstępu nie ma. Jest za to kontrola antyterrorystyczna. Szczegółowa. Potrzebny paszport, żeby dostać darmowy bilet. Czekam z trzy kwadranse. Udaje mi się zostawić bagaż. Niektóre działy są zaskakujaco komunistyczne. Muzeum to gigant. Kolekcje z wykopalisk, dział historii pieniądza, kolekcja pieczęci, delikatne oryginały rysunków tuszem, dziwnie znajome: tanie kopie do kupienia na każdym bazarku.  Tu są arcydzieła, kogut zaraz zbiegnie ze zwoju. Tutaj widać kunszt. Chińczycy wpatrują się w różnorakie charaktery pisma  i rozczytują sie w starych wierszach. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby wieczorem zaserwowali to kochance. Mają fenomenalną pamięć. Oblężenie tych działow każe mi się udać na spokojniejszy dział ceramiki. Po trzech godzinach nogi mi odpadają.

Ruszam na dworzec. Gdyby połączyć 15 największych polskich dworców z wszystkimi lotniskami w Polsce to ten moloch byłby i tak większy. Przejście z walizą od metra do stacji kolejowej i kolejne etapy kontroli zajmują mi chyba z 45 minut. Szybkim pociagiem docieram do Pekinu. Umówiłam się, że za godzinę z kimś w recepcji. Musiałam dojechać w końcu metrem z przesiadką. Nauczona doświadczeniem odgoniłam trzech nieogranietych Chińczyków próbujacych zrozumieć jaki bilet kupić (kupuje się zawsze na stacji, z której się rusza i w automacie, a nie w kiosku). W 5 sekund miałam w ręce odpowiedni ticket, zjechałam do podziemi, nawet w wagonie zdobylam siedzące miejsce i po kwadransie byłam w hotelu. Nie mozna powiedzieć o metrze w Pańswie Środka, że jest tak mało skomplikowane jak w Paryżu, ale temat opanowałam. Nie chciałabym tu się przemieszczać z 50-osobową wycieczką. Myślę, że my byśmy dali radę się zorganizować, ale Chińczycy chyba mieliby zdestabilizowany system komunikacji;)





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem