Tajlandia: Czy już dzisiaj jadłeś ryż?

Jest rok 2563 ery buddyjskiej. Nasz 2020. Minęło południe. Zbliża sie pora obiadu. Tajowie udaja się na ulicę: pad thai czyli makaron ryżowy z orzeszkami ziemnymi, kiełkami fasoli mung, tofu, krewetkami lub kurczakiem będzie najtańszym rozwiązaniem (od 50THB). Pojawią sie też obwoźni sprzedawcy naleśników z bananami czy miodem. Wybieram sie do restauracji na jakąś zupę z mleczkiem kokosowym: może łagodną tom kha kai z kurczakiem i galangą albo ostrzejszą wersję zielonego curry. W tym kraju wolę unikać pizzy czy hamburgerów, bo najprostrzy przepis popsują słodkawym ciastem. Po 2 miesiącach mogę jednak zmienić zadanie. Trzeba wziąć poprawkę na to, że ci ludzie nigdy nie byli w Europie, a to co nam serwują jako europejskie jest ich wyobrażeniem na nasz temat. To widać już po śniadaniach: jest sprawą oczywistą, że każdy mieszkaniec Europy je chleb tostowy. Tak? Z dżemem. Tak? I płatki kukurydziane z zimnym mlekiem. To wolę już kurczaka z makaronem ryżowym doprawionym sosami albo zupę z dodatkiem suszonych krewetek o 6 rano. No i ryż: tu się go je dużo i na każdy posiłek. Tylko tak poczatkujący turysta będzie w stanie skonsumować doprawione ostrą papryczką dania. Jeśli zjadłeś piekielnie ostre jedzonko zagryź ryżem, popijanie nie pomoże, chyba, że olejem;) Z łagodniejszych dań polecam stir-fried chicken with cashew nuts: kurczak z nerkowcami albo efektowny ryż zasmażany z mięsem podawany w połówce ananasa. Ostatnio rozsmakowałam się w daniach z zielonym pieprzem na gałązce, takim jaki marynowany zdobędziemy w Polsce w słoiczku. Tu jest to swieże. W menu nie brakuje dań z mięsem smażonym na chrupko w oleju, trudno nazwać to niesmacznym, niestety nasze kubki smakowe zdecydowanie kochają wszystko to, co niezdrowe. Obfitość kalmarów podawanych na różne sposoby zachwyci najbardziej wybrednych: nie są mrożone, toteż nie są gumowate. Uwaga na salatki z papai: te mogą byc ostre i to po tajsku.

Nie planuję dziś eksperymentów typu wąż czy sprzedawane turystom robaki. O ikrze skrzypłocza żerujacego w błotnistych wodach  nie wspomnę. Ten to jest o 425 milionów lat przeterminowany! 9 ócz patrzących mi w twarz z wyrzutem, że zjadam zagrożony gatunek i mozliwość śmiertelnego zatrucia jakoś mnie nie kręcą. Choć ostatnie spotkanie z 200kg arapaimą rozpaliło moja ciekawość: ta ryba by sie nadawała na grilla! Niestety można je było tylko dokarmiać w ogrodach Nong Nooch.

A co do picia? Owocowe smoothie mrożące mózg (mamy sezon na smoczy owoc - pitaję, smocze oko - longan, mango, marakuję, arbuzy, salaki, karambole, włochate rambutany). Mnie raczej ucieszy swieży zielony kokos. Taki pełny wody zastrzyk energii.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem