Indonezja: Sumatra - orangutany i lud Karo

Kiedy startuję z Kuala Lumpur jest 17h10. Po prawie godzinnym locie wysiadam w Medanie i mam 17h05. Dziwne uczucie, oszukuję czas. Wracam z czasu malezyjskiego na sumatrzański, choć moja komórka twierdzi, że nadal jestem w KL. Czas w telefonie przestawiam zatem na tajski i zaczynam nowe przygody. Sama Sumatra jest podzielona na 10 prowincji. W tym ogromnym muzułmanskim kraju na 264 miliony ludzi aż 53 miliony mieszkają na Sumatrze, a 14 milionów w samej Prowincji Północnej. Medan to zakorkowana metropolia: 2.1 miliona. Kraj, gdzie 300 grup etnicznych mówi 700 językami ma rozciągłość ponad 5100 km!

Jadę się spotkać z orangutanami w Parku Narodowym Leuser. Te naczelne żyją do 50 lat w dżungli, jeśli są w zoo pod opieką weterynarza, nawet do 80 lat! Ciąża trwa 8-9 miesięcy, są bardzo ludzkie. Przez jakieś 7 lat młodym opiekuje się matka, samce żyją samotnie. W wieku 10 lat są gotowe do rozrodu. Zobaczyć je w lesie: bezcenne. I jeszcze ten uśmiech Mona Lizy!



Mieliśmy szczęście spotkać matkę z wtulonym w nią młodym, w pobliżu czaił się samiec, może jej starsze dziecko. Idąc w jej kierunku zarwał potężną gałąź, zdążył przeskoczyć na inne drzewo, ale przestraszył się i przyczepiony do pnia rozglądał się zdezorientowany wokoło. Dopisały dwa rodzaje szarych langurów i sporo makaków. Gibbony się nie pokazały tym razem. Była też ciężarna orangutanica, która za miesiąc będzie rodzić, będę tu w marcu, więc może zostanę chrzestną.  Jej 7-letni syn budował sobie z liści gniazdo, to rzadki widok. Jak podeszliśmy to go zawołała i schowali się razem na platformie widokowej. Z 5 m widzielismy jak 2 rude futra tarzają się po podeście. Valentino urodzony w okolicach 14 lutego 2013 liczył na przysmak, ale matka nie chciala się podzielić, więc wrzeszczał i rzucał się jak ludzkie dziecko z ADHD. Potem do nas podszedł, by pozować do zdjęć. Nie mogliśmy mu się oprzeć, przetrzymał nas pół godziny. Komary nie cięły, bo rano padało, za to połowa ludzi miała poprzyczepiane pijawki nad kostką. Trapery pustynne i kij naprawdę się tu przydają. Uwielbiam to miejsce. 2500 dzikich słoni żyje w Indonezji, na spotkanie nie ma co liczyć. Nosorożce są tylko w specjalnych konserwatoriach.


W kraju, gdzie robotnik zarabia miesięcznie 250 $ utrzymać się nie jest łatwo. Dróg jest o wiele za mało na tę ilość samochodów, symbolu zamożności klasy średniej. Przemysł motoryzacyjny obecnie ciągnie całą gospodarkę, a wzrost gospodarczy Indonezji podchodzi pod 6%. Już lądując na Sumatrze w Medanie z samolotu widać hektary plantacji palmy olejowej. Z jej owoców wytwarza się olej spożywczy, margarynę, produkuje się detergenty (mydło Palmolive), teraz także biopaliwa. I choć my z Europy krzyczymy, że pod plantacje wyrębuje się lasy, to ilu z nas widziało jak tu żyją ludzie? Z czego mają żyć Indonezyjczycy? Przestawienie produkcji nie zrobi się samo w rok. Tu jest SIEDEM MILIONÓW HEKTARÓW PALMY OLEJOWEJ. A owocuje ona przez 30 lat dajac owoce co 3 tygodnie: 3 kiście po 15-20 kg. Nic za darmo: zużywa 12 litrów wody dziennie. Łatwo kogoś potępiać, spróbuj tu żyć. Ryż trzy razy dziennie, trzeba opłacić szkołę dzieciom (3-4), ubezpieczenie medyczne, opłacić dom.


1 € to 14500 rupii, znowu jesteśmy milionerami. Dla nas to zabawa, a próbowaliście kiedyś wsadzić 7-letnie dziecko na dach vana wiozącego 50 maluchów do szkoły? Nie na dach z siedzeniami, po prostu na dach bez żadnych zabezpieczeń. Dzieciaki trzymają się siebie wzajemnie, nogi im dyndają i tak radośnie jadą do szkoły, a samochód wygląda jak jeż, bo na dziurach maluchy podskakują i jedni drugich łapią. Taka jest codzienność tych ludzi, ja mam problem z przejściem przez ulicę pomiedzy samochodami rozpędzonymi do 100km/h. Tu jedynym ubezpieczeniem jest modlitwa: czy dziś lepszym obrońcą okaże się Allah czy może Budda, a może jednak Bóg? Mieszają się wyznania. Czyje dziecko dziś spadnie z dachu, czyjego męża zje wąż na plantacji? Tu ludzie mają inne problemy dnia codziennego. Czy będzie dość deszczu, żeby zbiory ryżu były dostateczne? Mają emeryturę w wieku 58 lat, ale mężczyźni dożywają 66 lat, kobiety 71. Nic dziwnego: palą po 4 paczki papierosów dziennie.

Odwiedzam wioskę Dokan ludu Karo. Tradycyjne domy ozdobione wzorami geometrycznymi z włókien palmowych już mają prąd, wody jeszcze nie. Na dachu czaszka bawoła wodnego odstraszać ma złe moce, to pozostałość wierzeń animistycznych, choć dziś są to w 65% chrześcijanie. Mam malgaskie déjà vu.

Wchodzimy do domu, gdzie mieszka 25 osób z 8 różnych rodzin. Mają do dyspozycji 4 paleniska. Dom jest drewniany, więc otwarty ogień budzi emocje. A jak się spali? W domu zawsze ktoś jest. Kobieta żuje betel. Inna gotuje. Trzecia bawi się z dzieckiem. Reszta dzieciaków w szkole, rodzice na polach. 25 minus 16 rodziców daje 9 dzieci. Dom nie ma ścian dzielących go na pokoje, na noc można mieć nieco intymności za przepierzeniem z materiału. Płacą 600000 rupii (około 41€) na rok za wynajem. Takich domów krytych liśćmi palmy cukrowej jest tu jeszcze kilka. Pod domem: kury. Nad częścią mieszkalną jest spiżarnia z zapasami: ryż, drewno na opał, pasza dla kur. Przed domem suszy się w słońcu ryż. Pod publicznym zbiornikiem zimnej wody dziewczyna szoruje szczotką pranie. Życie ma tu swój prosty niezmienny rytm. Wioska liczy z 2500 ludzi. Żywy skansen, ale z biletem wstępu.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem