Zimbabwe: Podróż za 10 trylionów

Pewnie nie wybrałabym się do Zimbabwe, gdyby nie pewna mała prowokacja. Patrz: mam 10 trylionów dolarów! W jednym zielonym banknocie! Dzięki nim czuję się bogaty! Ile to może być dziś warte? To podstępne pytanie musiało się zakonczyć moim wyjazdem na południe Afryki. Dostałam je na drogę, żeby przekonać się o tym empirycznie.

Kilka miesięcy później leciałam oglądać imponujące ruiny Wielkiego Zimbabwe, rozmawiać z tamtejszą wróżbitką i podziwiać zachwycającą przyrodę RPA, Zimbabwe i Botswany. Kolejne parki narodowe ukazywały smutny ginacy świat przyrody, ekosystemy ledwo zipią, susza okrutnie daje o sobie znać. Coś o tym słyszeliśmy może w telewizji, może gdzieś się obiło o uszy, jednak zrozumieć skalę klęski można dopiero tam. Kogo w naszym kraju interesują wieści o Afryce? To nie były nasz kolonie.

W Botswanie odwiedziliśmy solnisko Makgadikgadi, pojedyńcze zwierzaki chroniące się przed skwarem pod bezlistnymi drzewami sprawiały przygnębiajace wrażenie. Bezsilność. Przeżyciem jest spotkanie lwa w botswańskim rezerwacie Chobe, ktory przechodzi rycząc metr od samochodu bez szyb, obserwowanie stad małp, zebr, żyraf, słoni czy hipopotamów to z wody, to z jeepa. Kategoryczny nakaz wyłączania urzadzeń z gps w celu nieujawniania, gdzie są nosorożce w rezerwacie Matobo świadczy o tym, jak bardzo są zagrożone. Mają swoich obrońców pod bronią. Czasem i oni giną w wojnie z kłusownikami. Już za kilka lat ich nie będzie na wolności. Przykre realia. Susza. Kłusownicy. Choroby. Rezerwat Pilanesberg z bogatą fauną uszczęśliwi każdego amatora zdjęć zwierząt, był wisieńką na moim turystycznym torcie. Na bogato: nie zabrakło hipopotamów i nosorożców leniwie żerujących w zachodzącym słońcu. Słoni to już nawet nikt nie fotografował. Zebry pasły się co kawałek. Lwy nie bardzo chciały pozować leżąc w chłodnym cieniu dość daleko od jeepa.

Tymczasem wygodne lodge z wszelkimi udogodnieniami dla bogatego turysty zdają się zaprzeczać wszechobecnej biedzie. Spod hotelu lecę helikopterem nad Wosospadami Wiktorii, przez okno obserwuję jak Ziemia się rozstapiła i pochłania ogrom wzburzonej wody. Nie powinno być jej tak dużo, ale nastapiły nietypowe deszcze i wodospady huczą tworząc tęcze tak czarujące, że wydają się być doklejone w fotoshopie. Rzeka wpada tworząc rozbryzg. Z bliska huczą jak wulkan Bromo na Jawie. W pobliżu wszystko jest mokre.







A gdyby tak spłynąć po rzece Zambezi pontonem? Przygoda życia. W szesciostopniowej skali dominują progi na poziomie 3 i 4, jest parę piątek i jedna szóstka, którą będziemy omijać pieszo, tak bardzo jest niebezpieczna. Prawdziwe wyzwanie zaczyna się podczas zejścia z ponad 100m w dół do rzeki po pionowych metalowych stopniach i mokrych skałach. Gdybym nie miała na sobie kasku i kapoka, byłoby łatwo, ale nie widzę swoich stóp... W ręce wiosło. Zejście zajęło z pół godziny. Na pontonie siedzielismy w 8 osób, ale trafiła się ekipa z głównym szefem zamieszania. Omijaliśmy zatem najgorsze progi tyłem i bokiem, w sumie raz tylko dwie osoby wpadły do rzeki. Inne załogi miały mniej szczęścia, czasem traciły cała ekipę. Woda była zimna, co się podsuszyliśmy względnie, lądowaliśmy pod wodą z całym pontonem. Adrenalina przy każdym z 18 progów dodawała nam sił przy wiosłowaniu. Po 5 godzinach spaliłam ramię, żaden krem z filtrem nie mógł przetrzymać tego ciągłego zanużania. Skok na bungee nie dorównuje wrażeniom z Zambezi. Wspięcie się po tylu godzinach w lodowatej wodzie na te stokilka metrów było najgoszą częścią atrakcji, ale ta przygoda warta jest każdego wysiłku i każdych pieniędzy.

A wracając do tryliona: te banknoty już są wycofane, niemniej są w sprzedaży dla turystów. Ktoś chciał mi sprzedać za 5 usd banknot 500-milionowy, kiedy pokazałam mu mój majątek gość się szeroko usmiechnął i dał mi różowy banknot w prezencie. Oddałam resztę po powrocie. To była naprawdę wyprawa warta 10 trylionów.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem