Malezja: Kuching, miasto kotów

Rano włączam wifi i dostaję 150 wiadomości. Zamknięcie granic Polski, na które się od paru dni nastawiam właśnie staje się rzeczywistością. Uwięziona na Borneo piszę do biura, że wracam zgodnie z rezerwacją. Z Bali 29 marca. W sumie martwiłam się co będzie jak ktoś z grupy zachoruje. Procedury dopiero się wykuwają. Budda tak chciał.


Chcę przebookować samolot, ale koszt jest większy niż nowy bilet. 160 zł najwyżej przepadnie. Zostanę na Borneo jeszcze parę dni. Potem będę ogarniać resztę.


Idę na śniadanie. Na ziemi znajduję 2 karty. 9 pik i Joker. Podnoszę tę drugą: właśnie wygrałam los na loterii. Idę do knajpki naprzeciwko na makaron ryżowy z dodatkami i kawę. Zamawiam GrabTaxi i jadę na spotkanie z orangutanem. Biorę numer do kierowcy z Graba, żeby nie było, że nikt mnie stąd nie odbierze! Bilet 10 MYR. W 10 min dochodzę od bramy do miejsca karmienia orangutana. Pan woła je i woła, ale cisza.



Pan w okienku, u którego zostawiłam plecak, uprzedził mnie, że w grudniu łatwiej spotkać orangutana. Znajduję zatem oświecenie: jak chcesz zobaczyć na Borneo orangutany, to przyjedź między czerwcem a listopadem!!!

Teraz nikt nie daje gwarancji, że jakiś przyjdzie. W nocy chyba padało. Pokój bez okna, to nie wiem. Wszędzie bardzo mokro. I gorąco. Stoję na platformie. Ile ludzi? 27 ze mną. Dżungla wibruje. Wszystko tu cyka, świszczy, kwiczy, bzyczy. Setki skrzydeł budują napięcie. Gdzie ten orangutan? Może jeszcze śpi? Miejsce mi się podoba o tyle, że nie daje gwarancji. Wiem, że tutejsze zwierzaki są tu wolne. Ach ten śpioch! Nie ma chyba sensu tu przyjeżdżać poza 9-10h. Pan wabik coś mało skuteczny. Czekamy. Mija 20 minut, pan kończy pracę i mówi, że wokoło nie ma ruchu, bo w dżungli są jeszcze owoce i orangutany przychodzą czasem na karmienie, a czasem nie. Park jest czynny między 8 a 10h oraz od 14h do 16h. Pomiędzy nie. Myślę, że zdążę odzyskać plecak! Czekamy teraz 25 minut, ostatnio był orangutan gdzieś na ścieżce, więc przesunięto karmienie tam. Pojawiają się co parę dni. Tym bardziej doceniam mój ostatni wypad do parku na Sumatrze: miałam tam tłumy małp, w tym sporo orangutanów. Jak wiecie, one nie są stadne, więc jak spotyka się na takim wyjściu w jednym miejscu 3, w drugim kolejne 2, to jest to wybitnie dobry wynik.

17 ludzi tu pracuje. Od grudnia pojawiaja się owoce, więc orangutany dożywiają się w dżungli. Jest ich tu ponad 30. 26 pojawia się w centrum, ale migrują miedzy różnymi lasami.

Mój kierowca dzwoni: będzie na 10h30. Mnie to pasuje. Idę droga do wyjścia wsłuchując się w dziką dżunglę. Na bramie stoi 5 kierowców Graba, nie moge jednak odmówić tego z którym tu przyjechałam i się dogadałam. Rozmawiam zatem z innym chłopakiem. Robi na nim wrażenie moja wierność: nie jadę z nikim innym, czekam pól godziny do 11h. W międzyczasie dyskutuję o tym co by tu z sobą począć w najbliższych dniach, bo nie bardzo chcę wracać do KL. Dostaję szereg porad praktycznych, w jakim parku spać, gdzie jechać autobusem, gdzie Grabem, co jest w renowacji, co zobaczyć, co odpuścić. Kopalnia wiedzy. Wymieniamy się telefonami. Kiedy docieram do Kuching miasto mnie zachwyca nowoczesnością. Mam luksusowy hotel 4* w samym sercu miasta. No chyba lepszego tu nie ma. Medreka Palace przez Agode za 100zl za noc! Bomba! Pokój niegotowy.

Medreka Palace


Ruszam na podbój miasta. Chce mi się popływać, ale minimum 2 osoby. Jedna łódź za 17 MYR, inna proponuje kolację o zachodzie za 65 MYR. 3 firma czeka na mnie. Rejs jest o 12h30 tradycyjną łodzią. Promocja: 1h za 19 MYR zamiast 30. No to płynę. Jest 16 osób i ja: policzyłam na wypadek randki z nowym synem wodza. Sami lokalni. Niezły wynik jak na niski sezon.







Wracam chińską uliczką w stronę Medreki. Mam pokój na 6 piętrze z widokiem na park. Przepięknie! Przede mną bajkowe kopuły meczetu. W takich warunkach opracowuję plan na najbliższe dni i ogarniam przeloty. 21 marca lecę stąd do Kuala Lumpur za 114 zł, a stamtąd 27 na Bali za 200 z 25kg walizką, bo 29 mam teoretycznie wylot do Polski. Czy praktycznie, zobaczymy. Najgorsze są te wolne 3 strony w paszporcie, trochę mało. Planuję zrobić sobie ewentualną kwarantannę w zależności od sytuacji gdzieś, gdzie będzie fajne ciepłe morze.








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem