Malezja: Dzień dobry, tu Covid19. Ewakuacja.

Dzień dobry, nie taki dobry. W Malezji się nie łamią. Nowe przepisy weszły w życie wczoraj o 23h i rano już są przestrzegane. W Sarawak od 2 dni wszyscy chodzą w maskach. Restauracje i sklepy są pozamykane, ale możliwy jest catering. Wyszłam do knajpki 20m od hotelu i wzięłam sobie jedzenie na wynos. Coś trzeba jeść. Zamknięto od dzisiaj parki narodowe, instytucje, co się da.


Robią to samo co w Polsce: kwarantannę narodu. Może słusznie przy takiej liczbie zachorowań. Jedna różnica: tu się to traktuje poważnie.

Zrobili imprezę w meczecie Sri Petaling w Kuala Lumpur, mają wiekszość przypadków zachorowań z tego jednego miejsca, a było tam 5000 ludzi! W sumie 693 (stan na 17.03 - 6h27 czasu lokalnego). Ludzie się porozjeżdżali po całej Malezji, niedobrze. Sytuacja zmienia się dynamicznie, trudno się dziwić. Jestem w oku cyklonu, robi się niebezpiecznie.

Przemieszczanie się wymaga dokumentu z policji. To na 2 końcu miasta, więc zrobię "przymusowy" spacer. Potem jeszcze może zabłądzę, nikt nie jest ideałem. Tylko czekać aż wyprowadzą wojsko na ulice. Też posiedzę w hotelu. Już ściągnęłam angielską wersję książki Małgorzaty z Sarawak, to będę się dokształcać. Oj jak dawno nie siedziałam w miejscu! Może jeszcze kupię 2 worki ryżu i policzę ilość ziarenek, bardzo mnie to ubawiło wczoraj:

"Siedzenie w domu nie jest znów takie nudne, ale wydaje mi się nieprawdopodobne, że w jednej torbie ryżu jest 8976 ziarenek, a w drugiej 8982. I to tej samej firmy!!!"

Czy się martwię? Od rana leje, póki co korzystam zatem z uroków mojego hotelu. Jestem już nieco zmęczona podróżą, odpoczynek się należy jak psu buda. Chciałam tu przedłużyć pobyt, wczoraj jeszcze były tu miejsca, a dziś już nie ma. Do 12h mam pokój, od 15h mam rezerwację w Merdeka Palace. Zobaczymy co będzie. Poziom adrenaliny mam zdecydowanie za wysoki. Tam jest chociaż restauracja, basen, siłownia i czajnik. 21 marca mam lot do Kuala Lumpur, gdzie nadal stoi moja walizka, głupio będzie przylecieć do Polski w samych sandałach. Lot nadal ma status potwierdzonego, tylko, że jest z Bali.

Co słychać w Tajlandii?
Są naciski, żeby totalnie zamknąć kraj zanim dojdzie do "fazy 3", czyli zachorowań ludzi, którzy nigdy nie byli nigdzie poza własną wsią. To kwestia godzin. Przykład Malezji bardzo zaostrzył sytuację.

A Indonezja?
Bali czyste. Jedna Brytyjka zmarła, sekcja wykazała, ze na Covid19. Teoretycznie tam dolecę, praktycznie jest to tajemnica czy mnie przepuszczą z Malezji 27. Na chwilę obecną wszystko jest niewiadomą.

Puk, puk, to ja... Covid19. 18 marca. Południe.

Sytuacja uległa przyspieszeniu jak hotel Merdeka powiedział, że jest... nieczynny. Wsiadłam w taksówkę i pojechałam prosto na lotnisko. O 13h kupiłam bilet na lot o 15h (270MYR) i przeleciałam z Borneo na kontynent. Od razu kupiłam też bilet na lot na kolejny dzień na Bali. Pojechałam odebrać walizkę z już nieczynnego hotelu Suiss Inn w Kuala Lumpur, bez problemu strażnik mi ją wydał, recepcja działa. Wróciłam na lotnisko, bo w mieście wszystko nieczynne. Poszłam od razu zrobić check-in na Bali, ale pisze, że ok, po czym nie drukuje mi boardingu. Idę do innej maszynki, to samo. Adrenalina rośnie. Trzeci mówi, że osoby w wieku 12-16 lat muszą podróżować pod okiem dorosłych. Pomyliłam datę? Możliwe, robiłam rezerwację na kolanie. Idę do obsługi, a pan, że mam rano spróbować. No to nie wiem czy system przeciążony czy nie ma lotu. Gryzie mnie to. Takie niemiłe uczucie, że coś nie tak.

Poszłam na noc do... hotelu kapsułowego. 125 MYR za 12h, przechowalnia bagażu na walizkę, wzięłam prysznic i próbuję spać. Tylko co z tym lotem? Wyłączyłam wifi. Za chwilę słyszę, że komuś w kapsule obok dzwoni telefon i Włoszka zaczyna dyskusje. Wyśpij się w takich warunkach. Niemniej wygodnie mi. Nie jest to złe rozwiązanie. Hotele zamknięte, a tu za sensowne pieniądze mogę pospać.

19 marca


Wstaję rano i zaczyna się koszmar. Podchodzę do tablicy: wszystkie loty poza pojedyńczymi krajowymi na Borneo są anulowane. Czerwień tablic na chwilę odbiera mi nadzieję, ale, że nadzieja umiera ostatnia... o 8h jest lot do Singapuru. Może zmienią mi rezerwację na lot z przesiadką. Włączam wifi, jest wiadomość o anulacji mojego lotu. Sorry, zostajesz w Malezji, która zaraz będzie drugą Koreą! To mnie tylko napędza, jest 6 rano, coś wydumam! Idę do okienka, gdzie byłam wczoraj. Facet mi mówi, że może o 19h40 i 21h55 będzie lot. Na Bali właśnie. Cieszę się, że jest 6 rano, będą jeszcze miejsca. Co prawda pan mi sugeruje zwrot kosztów czy przełożenie lotu nawet o 180 dni, ale ja nie jadę na wakacje. Na Bali jest mnóstwo Polaków, podobno nawet 400. To raz. A dwa: mam teoretycznie potwierdzony lot na 29 Emirates. Trzy: na 24 jest planowany "lotdodomu", właśnie się pojawił. Z Kuala się nie wydostanę inaczej niż przez Bali, nie mam wyjścia: choćbym wpław miała tam dotrzeć z 25 kilową walizką!

Przechodzę do innego stanowiska, a tam koleja na kilometr. Ludzie trapią się jak dolecieć do Bangkoku. Przez Chiang Mai, twierdzi obsługa. Parę ostatnich lotów zatem jest utrzymanych. Malezja sprawnie wyzbywa się turystów. Pytam o lot na Bali. Pani wręcza mi... boarding pass. O cholera! To jednak wylecę stąd? Sama nie mogę się nadziwić. O 15h mogę nadać walizkę.


Cieszyliście się kiedyś z anulowanego lotu? Ja się cieszę bardzo. Poczekam, nie ma sprawy. Nad Kuala Lumpur jest właśnie czerwony wschod słońca, a ja już czekam na zachód.

To dziwne jak się cały dzień siedzi na lotnisku i niczym kontroler lotu wie dokąd leci każda maszyna. Oooo! Manila o 12h30 poszła właśnie. Jeszcze parę godzin i nowe emocje: co ze mną zrobią w Indonezji?

Uziemiona flota AirAsia

I jeszcze coś, już nie mam żadnych objawów koronawirusa, choć stres daje podobne.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem