Tajlandia: Street food.


Doszłam do wniosku, że powinnam ograniczyć wydatki. Nie wiadomo jak będzie z sezonem w tym roku. W Tajlandii tną pensje o 50%. To nie wróży nic dobrego. Dlatego w ramach kolacji postanowiłam się zaopatrzyć na nocnym targu i zjeść w pokoju. Nie boję się flory bakteryjnej, jestem w Azji od 2 miesięcy.

Dziś zatem odpuszczam zupę zielone curry na rzecz "taniego" jedzenia ulicznego. Co mam do wyboru?

Pad thai jadam za często, więc odpada. Koszt od 35 do 80B. Tłuste naleśniki spod meczetu jakoś z góry odrzucam. Lody rolowane i smoothie też. Jest sporo kurczaka: udko - 50B, pałki - 20B, ryż 10B. Dalej krewetki w cieście - 2 sztuki 30B, spring rolles - 3 sztuki - 30 B. Biorę różne specjały plus ostrą sałatkę z zielonego mango za 50B.

Po degustacji doszłam do wniosku, że nie umiem oszczędzać. Kurczak mi za tłusty, spring rollsy nie smakują, na krewetkach dużo ciasta, mało mięsa, bo jakieś chuderlawe są. Tylko sałatka się obroniła. Moja stara zasada mówi: im więcej wydaję, tym bardziej jestem zadowolona, oszczędzanie się mi po prostu nie opłaca. Doszłam do tego, że wydając te pieniadze na dobre zielone curry byłabym szczęśliwsza i bardziej najedzona. Oszczędzanie przez inwestowanie idzie mi najlepiej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem