Brazylia: Pod uśmiechniętym Księżycem w Lençois

Dzisiaj jestem wreszcie w miejscu, gdzie mam spokojną, turystyczną atmosferę. W Lençois czas się zatrzymał. Brukowane uliczki, wiele zadbanych domów, a wieczorem stoliki  przed restauracyjkami. Turystów nie za dużo. Tak w sam raz, żeby bez obaw wejść w wąskie zaułki i nie czuć obaw, tłumów też nie ma. To centrum turystyki w rejonie Chapada Diamentina nie jest łatwo dostępne: z Salvadoru to dobre 7h jazdy, ale spokój i odcięcie się od niepokojących miast wybrzeża jest tego warte. Moi turyści pływają sobie właśnie w hotelowym basenie pod palmami dyskutujac o latajacym nad nimi nietoperzu, no takie problemy wakacyjne. 

Nade mną Księżyc, ale inny, uśmiechnięty. Doświetla senne miasteczko. Ja naturalnie biegam. A to nie jest tu łatwe, bo nie ma wygodnych chodników, wszędzie nierówna kostka. Właśnie rozstawiają stragany z rękodziełem w centrum. Taki mini night market. Obok rzeki, przy kościele, budki z jedzeniem. Ludzie odpoczywają po upalnym dniu w chłodzie wieczoru. Dzisiaj znowu 33'C. W Rio padł rekord, blisko 40'C, odczuwalne 58... piekarnik. 

Lençois odnosi się do prześcieradeł czy rozpostartych płócien. Tu już mam 3 wersje: jedna mówi, że kamienie przy rzeczce wygladają jak prześcieradła, druga, że kobiety w niej prały tkaniny i rozkładały je na tych kamieniach, a trzecia, że chodzi o namioty pracowników starej kopalni diamentów, co wyglądały z daleka jak suszące się pranie. Mniejsza o nazwę: faktycznie rzeczka jest inna niz te wam znane, wije się czerwonawo-brązowym nurtem pośród ogromnych kamieni i zdecydowanie zasługuje na sesję zdjeciową, bo to ciekawe formy geologiczne. 

Lençois żyje wieczorem. Bez obaw mogą tu turyści spacerować, nawet mniej doświetlonymi uliczkami. Panuje swojska atmosfera, wszyscy sie tu znają. Cudowne jest to, że nie ma tu jeszcze najazdu ludzi z całego świata. Jest poprawnie i przyjemnie. Piwko czy winko w restauracji, jakaś smaczna wołowinka i robi się wakacyjnie. A i pamiątek nie brakuje: gustowne torby, ładne koszulki, jest w czym wybierać. Już się cieszę na powrót tutaj w przyszłym tygodniu. 

Dodam, że brazylijskie drogi to nie malgaski pył i kurz. Normalny asfalt, zatem wyprawa nie jest forsowna, tym bardziej, że autokar mamy jakby... luksusowy. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem