Ekwador: Cuenca czyli tutejszy Kraków

 


Cuenca to wielkie centrum łączące historię i rozrywkę. Akurat przybyliśmy na obchody rocznicy wyzwolenia Ekwadoru spod panowania hiszpańskiego. 3 listopada. Ulice miasta kipią emocjami. Gra muzyka. Ludzie tańczą. A ja? No ja biegam... wreszcie zjechaliśmy z 3 km npm na 2550m, i tak powyżej dachu Polski, ale jaka ulga! Już mam dość nocowania w chmurach. Trochę mi te tłumy przeszkadzają, ale te 5 km muszę zrobić, bo już od tygodnia męczę się z bieganiem: nie mam gdzie, nie mam kiedy, no i wysokość rzędu 3200m npm. 

Hotel centralnie położony, tuż obok katedry, 2 minuty pieszo. Miasto leży nad 4 rzekami. Rano jedziemy na punkt widokowy. Ponad 600 tysięcy mieszkańców, bardzo rozległe. O 8h jest spokojnie, ale i tak czuć spaliny. Podjeżdżamy na targ. Mega! Nie tylko owoce i z 10 gatunków z 350 tu dostępnych  odmian ziemniaka. Zadziwia granadilla (sweet passion fruit, pomarańczowy, a w środku jak marakuja), pitakaja (lokalna pitaja, czyli smoczy owoc, ale nie czerwona, tylko o połowę mniejsza, żółta i bardzo słodka, w Azji je się je z chilli i solą, bo jest bardzo neutralna, tu nie, przesłodka!), naranhija (pomarańczowe, kłujące kulki), tacho (taksówka)  - z zewnatrz banan, żółty, w środku coś jak pesteczki granatu. Do tego różne jeżyny na 2 cm wielkie, ogromne truskawki, guawa, chirimoya (tutejszy flaszowiec). Jest i strefa ziół, są wory z różnymi fasolkami, kukurydzami. Dużo mięsa, całe połówki wiszą na dziesiątkach straganów. Kupuję czekoladę, taka bardziej na polewę niż na spożycie, bo kwaskowata, wytrawna. No i budy z jedzeniem: fasola z jajkiem to popularne danie na śniadanie. Są też kukurydze z świńską skórą, bardzo znane lokalne danie. Nie wiem na co patrzeć. 

Idziemy dalej zobaczyć poteżną nową katedrę, której kopuły nocą podświetlane są kolorowo. Stara to dziś muzeum. Mijamy targ kwiatowy opisany jako jeden z najpiękniejszych w Ekwadorze, chyba przesadzili. Kilka skwerów i wsiadamy do autokaru: jedziemy nabyć kapelusze z palmy, znane jako panama. Czemu tak? Ekwador je wysyłał do okolicznych krajów. W Panamie, przy kanale bywali Amerykanie, a były one bardzo popularne: tak je nazwali. Okazuje się, że taki kapelusz może być arcydziełem. Wymaga tygodnia pracy (tani), powyżej 6 miesięcy do roku (drogi). I tłumu ludzi do obsługi: zrywacza liści, suszyciela, oczyszczaczy, potem pań, które będą układać każde pasmo, a im lepsze, tym bardziej zbity splot. Potem trzeba nadać kształt i wykończyć. W dotyku jak nie słoma. Coś wspaniałego. Gdyby tylko były one łatwiejsze w transporcie!! W sklepie ceny zaczynają się od 25 dolarów, porządne kosztują 55, a luksusowe mogą dojść do 2500$. NAJDROŻSZY SPRZEDANO ZA 23000 USD!!! Moja grupa wychodzi z pudłami. Towar jest po prostu takiej jakości, że ciągle się zastanawiam czy to nie błąd, że odpuściłam sobie kapelusz. Po prostu nie jest on dla mnie praktyczny. Z pudłem jeździć nie zamierzam. 

Cuenca przypomina Kraków, starówka jest kompaktowa. Bardzo turystyczne miasto z dużym luzem. Nie czuć tu jakiegokolwiek zagrożenia. Wieczorem ulice wypełnia tłum. Naprawdę jest przyjemnie. Najlepsze miejsce tego objazdu, zdaniem turystów. Mnie ujęło bardziej Otavalo: autentyczne, ludzie w strojach ludowych w przewarzającej części i spokój, luz. Trudno jednak to porównywać, bo obie miejscowości mają inny charakter. Szczerze: przyjedźcie i sami oceńcie. Ja z przyjemnością tu wrócę. 

Zastanawia mnie historia konfliktów miedzy Peru i Ekwadorem: ten ostatni stracił 40% powierzchni na rzecz sąsiada. Także Boliwia straciła dostęp do morza przez zachłanność Peru właśnie. Ostatni konflikt w 1995 o ziemię: chodziło o dostęp do ropy, zabrano Ekwadorowi kawał dżungli. Strasznie to przykre. A topowy eksporowy kapelusz, chluba Ekwadoru zwą panamą. To niesprawiedliwe. Gdyby wam zaproponowano populatne Peru z Machu Picchu albo Ekwador, zapewne postawilibyście na to pierwsze. Tymczasem mniej znany Ekwador jest bardziej autentyczny i zdecydowanie za mało doceniany przez turystykę, pomijam Galapagos. Po Boliwii, Ekwador to najbardziej autentyczne miejsce Ameryki Łacińkiej, ale może za mało jej widziałam, żeby dobrze wycenić wartość tego kraju. Warto przyczaić się na jakąś imprezę last minute. No wiem, że to kosztowny wyjazd, za to naprawdę genialny. 
















































Ingapirca

Wodospady i wulkany

Baños

Cotopaxi 

Z wizytą u curandero

Ekwador: autentyczność

Na smaym równiku

1 listopada na równiku

Pielgrzymka po Quito


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem