Brazylia: Ale kolory!

Objeździłam ten Diamentowy Płaskowyż z prawa do lewa. Ponad 300 km w jeden dzień. Atrakcji sporo, ale nie są blisko siebie. Przejazdy często po godzinie albo dwóch. 

Dzisiaj naoglądaliśmy się błękitów. Jaskinie z wodą w kolorze kosmicznie niebieskim. Zobaczyć to jedno, dojść to drugie, a popływać w krystalicznie przejrzystej wodzie to trzecie. Doświadczenie pływania w kosmosie jest unikatowe. To jak przenoszenie się w czasie. Tego nie da się opisać, trzeba tego doświadczyć.



W Gruta Azul kazano nam umyć się porządnie z tłuszczów i kremów, także włosy, po czym ubrani w kapoki (obowiązkowe) musieliśmy pokonać sporo schodów w głąb ziemi, by dotrzeć do lustra wody. Schody nierówne, leśne, z korzeniami i kamieniami. Już sam widok nas urzekł. Najbardziej oporni, nieumiejący pływać wskakiwali do wody. A raczej się zanurzali w boskości Kosmosu. Są takie miejsca, których  trzeba doświadczyć, nie odda tego film. To jak pływanie w boskiej sadzawce tuż po stworzeniu świata. Magia. Najbardziej przerażeni głębokością pozowali do zdjęć, które bez photoshopa są instagramowe. 





Kolejny przejazd i kolejne schody do wnętrza ukrytej jaskini. Tym razem to próba gimnastyczno-ekwilibrystyczna, nie dla każdego. Zejście dość trudne, ciasne, z przeciskaniem się między skałami i schodzeniem tyłem po drabinie. To wszystko w kasku z czołówką rozświetlającą mrok. Mimo trudności, wszyscy dali radę. Widok: rozległa studnia 98 x 48m szeroka i głęboka na 44m, miejscami nawet 60. I znowu ten kolor kobaltu. Tu się nie kąpiemy, tylko cieszymi oko niesamowitościami natury i pięknem w czystej postaci. 





Po obiedzie kolejne kilometry do dawnej diamentowej wioski. Skansen domów wybudowanych na szybko z kamienia. Kiedyś miały dach z liści, dziś po ruinach hula wiatr. W miasteczku mieszka jeszcze parę osób, po 10000 tysiącach zostało wspomnienie i cmentarz. Widać, że niektórym się tu powiodło. Najpierw szukano kamieni jubilerskich, potem przemysłowych. Pierwsze odnaleziono w 1844 roku i w 5 lat diamentowej gorączki zrobiło się tu gęsto. Nadal zdarzają się poszukiwacze wierzący w swoją dobrą gwiazdę. Dojazd dramatyczny, po starej szosie brukowanej kamieniami rzecznymi, telepie nas na boki, ale to też jest atrakcją. 






Na koniec spacer, choć może raczej trekking, wzdłuż koryta rzeki, dziś mało wartkiej, choć po porze deszczowej z pewnością imponującej nad diabelską studnię. Wodospad może nie imponuje rozmiarem, raczej średni, ale białe skały plus rdzawa woda rzeki czynią go odmiennym od setek, jakie  już widzieliście. 

Późnym wieczorem wracamy do turystycznego Lençois. Ostatnia kolacja w malowniczym centrum i czas wracać. Dla mnie to początek serii brazylijskiej. Wracam tu za tydzień. Niedosyt zdjęć? Przyjedź i zrób własne. Diamentowy Płaskowyż czeka na odkrycie, choć sprzedaż właśnie ruszyła kłusem i na następny tydzień już mamy komplet, w dodatku podwójną obsadę. Obawiam się, że taniej już było. Brazylia z przelotem za 3999 w 2023, he he, naprawdę inspirują nas marzenia. Chyba się komuś coś źle kliknęło. 







Komentarze

  1. Niebywałe miejaca .

    OdpowiedzUsuń
  2. Tekst jak zwykle przeciekawy. Pozdrawiam serdecznie. Malgorzara frim Ekwafor 😉

    OdpowiedzUsuń
  3. Tekst jak zwykle pr,zeciekawy. Serdeczne usciski. Malgorzata from Ekwador

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem