Polska: Zielona Góra "i że Cię nie opuszczę"

Jak ktoś myśli, że Zieloną Górę można opuścić ot tak, wyjechać nie oglądając się za siebie, to może się pomylić. Mnie miasto chciało zatrzymać. I nikt się nie liczył z moim zdaniem, zwłaszcza PKP. Nie, żeby mi to jakoś bardzo przeszkadzało. 

Wyspana ruszyłam do Pałacu w Zatoniu. Ruiny otoczone parkiem to fajne miejsce na spacer czy piknik. Po drzewach skaczą wiewiórki. Cisza, spokój. Legendy krążą o pysznych ciastkach w kawiarece obok Oranżerii, niestety było jeszcze nieczynne. 










W drodze powrotnej należało ponownie zajrzeć do Palmiarnii, bo nie wjechałam wczoraj windą na taras widokowy, co mojej przewodniczce wydało się niedopuszczalnym błędem. Niedopełnienie obowiązków turystycznych, fakt. Natychmiast trzeba było skorygować to niedopatrzenie. Z IV piętra doprawdy zacny widok na Zieloną, dosłownie jak na obrazach w Muzeum Ziemi Lubuskiej. Tylko, że tu klimatyzacja nie dociera i było tam duszno. W lecie można się tam przejść zamiast do sauny, jak mniemam. 

Już się zbierałam na pociąg, gdy coś mnie tknęło i sprawdziłam czy pkp po wczorajszej burzy nie ma przypadkiem opóźnienia. 115 minut! No BRAWO WY!! 

Pora obiadowa, zajrzałyśmy na trwający Festiwal Piwa. Impreza plenerowa trwa kilka dni. Jeden z centralnych placów zastawiły wiaty licznych browarów i food trucki. Burito czy falafele, pad thai czy sałatka, a może oscypek czy tureckie ciasteczko? I wtedy trafiła nam się kuchnia grecka. I pomysł, żeby pójść do greckiej restauracyjki. Prawie 2h opóźnienia, 800m, damy radę. 





Plac Bohaterów Westerplatte podczas Lotnego Festiwalu Piwa 2022. 

Po drodze trafiłyśmy na poszukiwanego przez mnie Bachusika Odpadka na wieży Głodowej. Pomógł google. Obok na mapie kocia kawiarenka. 4 koty. Wchodząc zobaczyłam dwa dachowce, które miały ochotę na zielony spacerek po mieście, jeden drzemał na drapaku na oknie, ostatni siedział w pudełku. Znam te knajpki z kotami z Japonii, wiem, że u nas się pojawiają, ale chyba pierwszy raz weszłam zobaczyć jak ten lokal funkconuje w naszej rzeczywistości. Spodziewałam się raczej spragnionych głaskania kotów rasowych, ale i tak to miłe miejsce. 




Bachusik Odpadek


Wieża Łaziebna/Głodowa z Bachusikiem Odpadkem, co podobno ciągle się wspiąć nie może i odpada. Mam słabe zdjęcia, więc musicie sami się tam wybrać z dobrym sprzętem i go uwiecznić. Udanej wycieczki do Zielonej!





Kawa z Futrem i nie martw się jutrem! 
Dla kociarzy spragnionych mruczącej miłości! 

Kiedy dotarłyśmy z moją przewodniczką i zamówiłyśmy greckie sałatki, skontrolowałam czas opóźnienia mojego pociągu. I nagle znalazłam się w jakiejś czarnej dziurze, gdzie moja zakrzywiona czasoprzestrzeń się dziwnie zwinęła. Z 115 minut opóźnienie uległo zmianie do 55 minut, co oznaczało, że za 25 minut muszę być na dworcu na drugim końcu miasta. Ogarnęłyśmy sałatki na wynos i hop, hop, hop przez całą Starówkę do samochodu i na dworzec. Wiem, że lekarz od biodra koleżanki byłby zachwycony rehabilitacją i cudownym ozdrowieniem.  Tu znowu się okazało, że jestem w czarnej dziurze. Internet podawał 55 minut, dworzec 75. Odczekałyśmy jeszcze kwadrans zajadając ciepłą pitę z tzatzikami. Mój wagon miał być pierwszy, więc stoimy sobie spokojnie. Podjeżdża pociąg, pierwszy jest 274 zamiast 266. No to biegiem przez peron i tak oto greckie impresje sałatkowe mogłam już docenić w przedziale. 


Dziękuję wszystkim Zielonogórzanom za przemiłe towrzystwo i udzielanie się przewodnicko-teatralne. Wczorajszy spektakl "Sługa dwóch panów" nas nie powalił. Trzygodzinna sztuka była... oryginalna. Komedia dell'arte z akcją w 1960 roku to dziwne doświadczenie. Opinie na mieście są pozytywne, jeszcze dzisiaj nas pytano o recenzje, wiem, że sporo osób się wybiera. Nam się podobały muzyczne przerywniki. Może krótsza wersja byłaby bardziej przystępna dla szerszej publiczności. Strasznie mnie bawi, że zaciągnęłam niechcąco 4 osoby. Wiem, że towarzysze after party nie wiedzieli do końca kim jestem, a już kolega któremu mówiłyśmy, że jesteśmy z Cigacic (gdziekolwiek to jest) ubawił nas tym drążeniem tematu. Dla niewtajemniczonych: Cigacice to chyba odpowiednik Sosnowca w rozumieniu górnośląskim. Wróciłam do domu przemoczona. Ulewa wczorajszej nocy zapewne dała sporo pracy strażakom, ale za to będzie co wspominać. 

Pozdrowienia i uściski! 

Komentarze

  1. Super. Jak zawsze Twoja opowieść jest jak by to ująć zachęcajaca do wyjazdu. Wpisujemy Zieloną Górę na listę planów wakacyjnych ale w lipcu Lawenda i nic już tego nie zmieni.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem