Jak zaręczyny to tylko w Monaco

Co by to była za wycieczka do Cannes bez romantycznej historii jak z filmu? Uwielbiam pisać takie scenariusze... A wszystko zaczęło się od telefonu o 21h w pewnej pilnej sprawie. 

Otóż wieczorem ktoś zadzwonił z prośbą o radę: gdzie by się tu dobrze było zaręczyć w Monako? Narzeczona ciągle pilnuje i nie było jak się ze mną skontaktować. Właśnie dzwoni do rodziców i jest zajęta. Obiecałam wspomóc i kupić kwiaty. 

Za późno na poszukiwania bukietów. Trzeba czekać do rana i szybko zaplanować "akcję zaręczyny"! Zaczęłam się zastanawiać jak i gdzie to zorganizować. Kiedyś w Paryżu chłopak z Rumunii postanowił się oświadczyć. Kupił luksusową kolację na wieży Eiffla za małą fortunę i... stchórzył. Przyszedł z tym do mnie. Poprosił o róże. Miejsce: statek. Tam się mieści chyba z 800 ludzi. Moja grupa pomagała mi przemycić ciężki bukiet na pokład tak, żeby dziewczyna się nie zorientowała. Podrzuciłam go załodze i pod koniec rejsu chłopak dostał mikrofon. Oświadczył się publicznie, oj, były emocje. I sesja z profesjonalnym fotografem. 

Teraz miałam mało czasu. Niepewna pogoda, zapowiadane deszcze, a co jak będzie burza? Co jak lunie? Pomyślałam o wspaniałym ogrodzie w pobliżu kasyna w Monte Carlo. Oby tylko nie padało! Tak, pośród egzotycznej zieleni, będzie dobrze! Nie było czasu na plan B. Albo się uda, albo nie. Będę kombinować później. 

Rano pobiegłam na targ, znalazłam przepiękne różowo-żółte róże. Złapałam kilka bukietów i kazałam to zapakować. Wsadziłam je do mojej dużej torby specjalnie do tego celu zabranej, ale wystawały. No to jeszcze gazeta. Wystają, ale co tam. 

Teraz trzeba było je przetransportować do autokaru po drodze sprawdzając czy wszystko w porządku na śniadaniu. Wyjechałam z parkingu, kwiaty umieściłam na górnej półce. Grupa wchodzi. Mówię do mojego sąsiada, który dzwonił w nocy, że na górze mam coś delikatnego, żeby uważał jakby coś tam wkładał. Nie mieliśmy kontaktu. Nie chciałam dzwonić, bo jeszcze by się wydało, że coś kombinujemy. Do mojej sąsiadki mówię, że turyści to mi o 21h dzwonili, taki wieczór miałam zajęty i uśmiecham się do bohatera zamieszania. Rozmawiamy luźno, nikt nie wie, że to bardzo konkretna konwersacja z drugim dnem. 

Zwiedzamy Monako, starówkę Le Rocher, potem jedziemy do Monte Carlo. Kwiaty podrzucam Monice z tyłu, żeby narzeczona niczego się nie domyśliła. Widząc mnie z dużym pakunkiem na pewno by niepotrzebnie się zastanawiała co tam mam. Pytam Moniki wskazując na torbę: a co pani tam ma? A Monika, że gazety będzie czytać w ogodzie. Uśmiechamy się porozumiewawczo. Pół grupy wtajemniczone, pół nie. Bałam się, żeby ktoś nie zapytał dziewczyny czy się czasem dziś nie zaręcza. Dyskrecja była kluczem do sukcesu. Przed kasynem trochę czasu, kto chce zobaczyć magiczną sztuczkę, zapraszam do ogrodów. Szukam ochotnika... no wypadło na narzeczoną... taki przypadek. Zawiazuję jej oczy i ustawiam na trawniku tuż obok znaku: zakaz deptania trawy. 

Moja ekipa wyciąga aparaty, filmuje. W końcu będzie magiczna sztuczka. Monika rozpakowuje róże. Podaje je chłopakowi. Ja rozbieram dziewczyne z kurtki do zdjęć. Ściągam jej chustkę z oczu. I jest... magicznie. 

Oświadczyny. Emocje. Łzy wzruszenia. Scena jak z bajki. Podchodzą turyści, nasi oczywiście. Pytają czy te kwiaty to z Polski jechały. Wszytkim udziela się nastrój. Brawa. Gratulacje. Podchodzą do mnie kolejne osoby, dopytują o szczegóły oczarowani tym spektaklem. Zaskoczeni. Nie wszyscy przecież wiedzieli co się wydarzy. 

Po to się robi turystykę: każdy dzień jest inny, a jak jeszcze uda się sprawić komuś przyjemność i stworzyć atmosferę w grupie osób, które się między sobą nie znały jeszcze 4 dni temu, to satysfakcja jest tym większa. Kocham takie romantyczne chwile. Jestem pewna, że ta wycieczka na długo zapadnie w pamięci wielu osób. Będą o tym opowiadać jeszcze przez kolejne 10 wyjazdów i zapamietają to lepiej niż te egzotyczne kurorty. 

Magda, Oleksii: powodzenia. I do zobaczenia. I dzięki za zdjęcia. Za to, że podzieliliście się waszym szczęściem z nami. Fajnie było. Serio.  





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem