Monako: Ociekając luksusem
Są takie dni, kiedy od rana się dzieje coś zabawnego. I od razu wiadomo, że będzie wesoły dzień. Na śniadaniu turysta pojawia się zaspany i wyciąga z kieszeni swój telefon: ups! To pilot od klimatyzacji. Zdarza się najlepszym. Ja też chętnie pospałabym do 10h, ale wczesne wstawanie to gwarancja sukcesu dnia. Musimy dojechać do Monako i przebić się przez korki! Obiecuję, że warto rano się zrywać dla tych dzisiejszych uroków Lazurowego Wybrzeża.
Potem wchodzę do autoakru.
- Wszyscy są?
- Brakuje mojej córki! - słyszę z końca.
- No, a mnie brakuje kierowcy.
A pani na to: Bo powiedzieli, że kierowcy jeszcze nie ma i się wróciła do pokoju.
- Szuka kierowcy w waszym pokoju? Czy my o czymś nie wiemy?
Wszyscy się śmieją. Wchodzi Pan P. Opowiadam mu jak to córka pani z tyłu szuka go w swoim pokoju. Pan P. nie kryje rozbawienia. Wchodzi brakująca młoda dama. A kierowca woła do zdziwionej wpatrującymi się w nią oczami wszystkich 38 osób: Tylko nic nie mów!
Dziewczyma nie wie o co chodzi, ale my już ruszamy w stronę Monako.
Standardowe korki w Nice, pędzimy dalej. Mijamy napis: Tunel Monaco zamknięty. Ooo! Będzie wesoło. Korek jeszcze na autostradzie. Stajemy. Przez kwadrans nic się nie rusza. Sprawdzam na mapie google. Korek +22 minuty, zaktualizowano 3 minuty temu. Tylko pisze też, że tunel już zamknięty 2h12min temu. Twardo stoję. Kierowcy sugerują, żeby się wrócić do Nicei i jechać wąską trasą widokową. Fajnie, tylko będę w plecy z 1.5h. A jestem 6.8km od celu. Stoję. Twardo. Mija kwadrans. Coś jakby drgnęło. Może jakieś auto wyjechało. Przesunęliśmy się o parę metrów. Z każdym pytaniem mam coraz więcej wątpliwości. 9h20... ruszamy. Otwarli tunel. Ufff. Swoje nerwy mogę jakoś opanować, ale nie jestem sama. Kwadrans później wjeżdżam do miasta. Jest wtorek. W poniedziałek po Grand Prix miasto było jeszcze zamknięte. Dopiero teraz wraca do normy z swoimi 40- minutowymi korkami na wjeździe.
W wolnej chwili poszłam na godzinkę na spacer po La Condamine. Dzielnicy, gdzie jest start Grand Prix. Wszędzie stoją ciężarówki, technicy rozmontowują bariery energochłonne. Zamieszanie skończy się za jakieś 3 tygodnie. Spaceruję po uliczkach centrum, po targu. Wchodzę do spożywczaka. Francja x 2. Sałatka, którą w markecie kupuję za jakieś 3 eur, a na stacji za 5.50, tu kosztuje 7.80. Doszłam aż do kościółka św. Dewoty. Wracałam portem Herkulesa. Większość łodzi już odpłynęła, ale parę jachtów jeszcze stoi.
Komentarze
Prześlij komentarz