1 maja w Paryżu

 


1 maja w Paryżu. Cały Montmartre cieszy się słońcem. Wokoło kwitnie handel konwaliami, które są tradycyjnym podarunkiem tego dnia. Urocze dzwoneczki widać na każdym kroku. Apollo miał nimi obsadzić zbocze Parnasu, żeby wspinające się na nie muzy nie kaleczyły delikatnych stóp. To tradycja grecka. W Rzymie na początek maja przypadały główne obchody bogini Flory. Celtowie tańczyli wokół drzew wyganiając złe duchy. Konwalie przepędzały nieszczęścia. Już w średniowieczu zawieszano bukiet konwalii na drzwiach, symbol miłości. Tę tradycję rozwinie w XVI wieku Karol IX.

Kiedy Katarzyna Medycejska z 10-letnim synem wybrała się do Drôme, chłopiec został odbdarowany bukietem konwalii na szczęście. Zachwycony Karol IX postanowił uczynić z tego zwyczaj. Każdemu należy podarować konwalie, symbol wiosny. Najlepiej jak na gałązce będzie 13 dzwoneczków. Bukieciki sprzedają na każdym kroku. 3, 5, 7  euro. W 1900 roku francuskie domy mody zaczęły obdarowywać konwaliami klientki. Nie mogło ich zabraknąć na pierwszomajowych pochodach robotników, bo symbolizują nadzieję, więc noszono je w butonierce.  Już od 20 kwietnia zbiera się je w konwaliowej stolicy: z Nantes pochodzi 85% produkcji, reszta z Bordeaux. Zbiera się nawet 70 milionów gałązek rocznie (Le Figaro, 2022). 60% kosztów to siła robocza, dlatego w roku pandemicznym (2020) zebrano zaledwie 1/3 zwyczajowych dzwoneczków. Wielu zamówień nie zrealizowano. W zeszłym roku wcale nie było handlu konwaliami, szlał covid i uznano, że sklepiki tego typu nie są "niezbędne". W roku 2022 tradycja wraca. Do zbiorów zatrudniono nawet 16-latków! 

Nie płaci się podatku od sprzedaży, więc dosłownie każdy może w tym dniu zarobić o ile samodzielnie zerwie dzikie kwiaty. Nie wolno sprzedawać kwiatów zakupionych w hurtowni. Chyba, że ma się kwiaciarnię. 

1 maja wiele sklepów jest otwartych w Paryżu, nawet zwykłych spożywczych. Artyści namawiają turystów do pozowania, co rusz widać przyjaciółki w nowych paryskich beretach uśmiechające się szeroko do poważnego, skupionego malarza. 

Pięknie jest, ale Place du Tertre zapchany jak metro w godzinach szczytu. Zewsząd atakują nas sprzedawcy. Kolejka do kościoła Sacré Coeur na 2-3 kwadranse. Uciekam do parku za kościołem. Nie nazwałabym go spokojnym. Nawet tutaj ściągnęli turyści. 

Okoliczni mieszkańcy grają w boules. Jakaś starsza para Francuzów się dosiada. Z zainteresowaniem oglądają rozgrywające się amatorskie rozgrywki. Komentują każdy ruch. Ta zabawa zawsze traktowana jest tu z powagą. Widać, że chętnie by się dołączyli. Wokoło wrzawa nabiera rozmachu, dzieciaki biegają. 

Schodzę ze wzgórza na uliczki poniżej. Trafiam na wyprzedaż garażową. Mydło i powidło. Stare krzesełko barowe z ostrozielonym lakierowanym siodełkiem rowerowym. Komiksy mające lata świetności za sobą. Meble. Zestawy łyżeczek. Po ile ten wazon? 45 euro, lata 50, bardzo teraz modny - zachęca sprzedawca. Ciasno. Mnóstwo oglądających unikatowe eksponaty. W okolicznych knajpkach wszędzie komplet. Przy małych stoliczkach Francuzi rozgadani oglądają wyprzedażowe wydarzenie, delektując się popołudniowym słońcem. Popijają winko oczekując na porę posiłku. Dopiero 18. Jeszcze trochę do kolacji. 

 




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem