Polska: Śląskie szlaki od teatru po kopalnie

 


Zdecydowanie nie jestem ekspertem od filmu. Telewizja jako rozrywka ma u mnie najostatniejsze miejsce. Kino, to jeszcze. Mam nawet abonament. Moim żywiołem, jeszcze z czasów krakowskich, jest zdecydowanie jednak teatr. 

W Teatrze Śląskim obejrzałam parę miesięcy temu "Piątą stronę świata". Zafasynowało mnie, że spektakl według powieści Kutza jest grany po śląsku. A nasz rodzimy język naprawdę zanika. Teatr jest ostoją regionalizmów, zatem regularnie zaczęłam chadzać do teatrów. 


O ile objazdowe teatry wnoszą niewiele poza znanymi nazwiskami i banalnymi historyjkami na poziomie kabaretu, to już nasze regionalne przedstwienia i to jeszcze z mocno śląskimi akcentami są wprost genialne. Do niedawna jeździłam za Cezarym Żakiem to do Bielska-Białej, to do Zawiercia, a to znów za Arturem Barcisiem do Częstochowy. Zaczął się sezon, czasu ubyło, więc niczym kleszcz w koński tyłek wgryzam się w regionalną scenę teatralną. Od lutego do czerwca - 60 spektakli. Naprawdę mam przegląd tego, co oferuje regionalna scena. Kto mnie zna bliżej, już parę sztuk też zaliczył, bo u mnie to wszystko w praktyce, nie w teorii. 

"Szeryf z Fryncity" w/g Zbigniewa Stryja ujął mnie rymami niczym z "Pana Tadeusza", po naszemu. Baby kontra chopy. Joanna Romaniak jako harda Rita chce w odziedziczonym lokalu "dobre winko i żymloki... i na mantle bydom hoki... Lojfry i na stołach kwiotki... ślydź solony, puding słodki". Na co nie zgadzają się panowie: "kwiotki, deczki, gupie miny, czyste szklonki i gardiny... co dwa dni pościyrej kurz, weź widołka i weź nóż".  Na spektakl warto zabrać pampersa. I choć kowbojska komedia wydawać by się mogła mało regionalna, to w wartstwie językowej jest chyba największym hitem województwa. Zrobiłam taką reklamę, że "przypadkiem" pospotykali się tam moi znajomi, koleżanka uznała, że połowa sali to z mojego polecenia;)  

Zaraz za Szeryfem brawurowa Elżbieta Okupska w Teatrze Rozrywki w spektaklu "Mariacka 5". Rewelacja. Uśmiałam się do łez. Nieco sprośno-łajdacka atosfera przedstwienia wciąga widza w wir monodramu tak, że jest zdziwiomy, że to już koniec. A smaczku dodaje to, że aktorka się wszystkiego wyuczyła, bo na co dzień niy godo!

 


Dzisiejsza Mariacka 5 w Katowicach

W Korezie z kolei jest cała seria śląskich przedstawień o "Mjanujom mje Hanka" (monodram Grażyny Bułki), przez skandalizującego "Byka" (R. Talarczyk), przezabawną "Mrożoną papugę" (E. Okupska, M. Neinert) po osławionego "Cholonka". 


Uwielbiam Teatr Nowy w Zabrzu, architektoniczne cudeńko. To dawne kasyno huty Donnersmarcka z 1901 roku. W centrum miasta, łatwo dojechać. Sztuki raczej rozrywkowe, nie śląskie, ale postać Zbigniewa Stryja błyszczy niczym gwiazda na naszym czarnym niebie. Na to nazwisko warto się wybrać, gdziekolwiek by nie występował. W pandemii zrobili spektakl historyczny dostępny na youtube: "Żywi ludzie". Wpisuje się w śląskie dzieje. Uzupełnia moją historię. Ja zdecydowanie wolę tam oglądać lekkie komedyjki z Joanną Romaniak w szczególności. 



Teatr Śląski to też nasze lokalne tematy, w samym centrum Katowic, zdecydowanie dla bardziej doświadczonego widza promuje sztuki na podstawie Szczepana Twardocha. Tu najpierw trzeba zrozumieć konwencję. To nie są lekkie komedie, ale dzięki temu zmuszeni jesteśmy do większego wysiłku, co daje nam też większą satysfakcję. Nie polecam na "mój pierwszy raz po 30 latach w teatrze". O ile "Piąta strona świata" jest w miarę przystępna, to już "Pokora" wymaga jakiegoś wcześniejszego zapoznania się z twórczością Szczepana Twardocha (ur. 1979 w Knurowie). 

Skoro już o nim mowa: Teatr Zagłębia w Sosnowcu wraz z Teatrem Śląskim zrobili wspólną sztukę o jakże śląskim tytule "Nikaj". Reżyserem jest Robert Talarczyk, więc musiałam wyjechać  "za granicę" i zobaczyć ten spektakl także. Wpisuje się on w moją historię teatru po śląsku. 

Nie oceniam spektakli w sensie fajny, warto, nie warto. Dla mnie tworzą pewną całość i każde nowe doświadczenie jest po prostu inne. Ziętek, Korfanty, powstania śląskie, to wszystko nakłada się wartstwami. W szkole uczymy się historii Polski, teraz odkrywam Śląsk i jego dzieje. A wiedzę uzupełniam wizytami w muzeach. Kiedy ostatnio byliście w muzeum regionalnym w waszym mieście, nie licząc obowiązkowej wycieczki gdzieś w podstawówce? Zdałam sobie sprawę, że wiem co jest w Muzeum Chagalla w Nice czy Muzeum w Pekinie, a nie znam lokalnych ekspozycji. Nie trzeba wydawać fortuny, żeby od razu zaliczyć Nową Zelandię, naprawdę jest sporo atrakcji w regionie. 






Zaciągnęłam mamę do Muzeum Śląskiego  (wtorki wstępn wolny!), dobra wystawa o historii regionu. Uzupełniłam to wizytą w Muzeum Powstań Ślaśkich w Świętochłowicach. Największym zaskoczeniem była jednak industrialna wystawa w Muzeum Hutnictwa w Chorzowie! Kto nie był a jest z rejonu Katowic: no gańba! Wtorki za darmo, warto poświęcić jeden poranek czy popołudnie i tam zajrzeć. To nie ma znaczenia, że historia hutnictwa was nie interesuje. Kogo interesują dzieje Wystaw Światowych? A jednak będąc w Paryżu każdy na wieżę Eiffla chce wejść. 






Od dziecka marzyłam o zwiedzeniu huty, kopalni. Nie tam Wieliczki, w której bywałam co tydzień, tylko naszych, regionalnych. Kiedyś byłam w Kopalni Srebra w Tarnowskich Górach: jakbym się znalazła na innej planecie. A ten segment turystyki industrialnej się dopiero rozwija. Niedawno o mało nie wysłałam kandydatury na przewodnika po kopalni Ignacy w Rybniku. Niestety terminy rozmów kolidowały z moimi wyjazdami. Poza tym, ja chyba się nie nadaję do pracy w jednym miejscu, mam duszę wagabundy i jakby nie było samochodów, tramwajów czy samolotów, to błąkałabym sie po świecie z osłem albo jeździła na koniu jak Don Kichot, przy czym mam tendencję do spadania z zwierząt, szczególnie zaś z wielbłądów, więc może to nie najlepszy pomysł.  Temperament domokrążcy, jakby to ujął Kazimierz Kutz.  

Śląsk się zmienia. Powstają nowe atrakcje jak choćby NOSPR: Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia w Katowicach, tuż obok Ronda i Spodka. Idealna akustyka i szereg koncertów zachecają do odwiedzin. I nie ma co marudzić, że się nie znasz na muzyce poważnej. Idź, zobacz, spróbuj. Choćby po to, żeby zobaczyć ten budynek od środka. Surowa architektura z zewnątrz skrywa genialną perłę w środku. A na Fb bywają dostępne czasami bilety za 10 zł, tak zwany "dziki bilet". 



Jak widzicie, dzieje się. Czy śląska przygoda będzie waszym udziałem, nie wiem. Otwieram przed wami wachlarz możliwości. Może będziecie tu przejazdem w oczekiwaniu na wylot z Pyrzowic na urlop. Warto mieć pół dnia zapasu i zaplanować jakiś okołokatowicki postój. Zobaczyć "Koty" w Teatrze Rozrywki, bo to w skali polskiej unikat, wybrać się do Korezu na jakieś spotkanie z Mirosławem Neinertem czy Grażyną Bułką czy oglądnąć Nikiszowiec. Nie wspomnę o oczywistych atrakcjach jak zagroda żubrów i pałac w Pszczynie albo browar tyski. 











Powyżej zdjęcia z premiery "Kotów" w Teatrze Rozrywki. 


Mirosław Neinert z najbardziej znaną fanką IRY, która za moim sprastwem stała się też fanką teatru. Teraz ma kłopot z miejscem dla mnie w kalendarzu. Pozdrawiam Patrycja!

Ja wracam do lektury, planuję filmową wyprawę po Polsce. Łódź niech się szykuje! 


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem