Polska: Zielona Góra, śladami Bachusa


W niedzielne popłudnie trafiłam do Zielonej Góry. Punktowo znałam miasto, ale nigdy nie miałam czasu pospacerować po śródmieściu. A było mi to przeznaczone: pewne zaproszenie czekało na mnie od kilku lat. Wyjątkowo udało mi się teraz wybrać na szerokie bulwary tego poniemieckiego miasta w towarzystwie lokalnej przewodniczki. Dodam, że wybitnej znawczyni lokalnych atrakcji. Kolorowe kamienice, zadbane budynki o bogato zdobionych fasadach, bardzo klimatyczne miejsce. II Wojna Światowa oszczędziła miasto, stare zaułki wypełnia gwar. Gotycki ratusz z wieżą króluje pośrodku licznych ogródków restauracyjek. 







Tak zatem w promieniach ciepłego wiosennego słońca odwiedziłam miasto Bachusa w licznych odsłonach. Dowiedziałam się, że należy pilnie śledzić kalendarz, bo kilka razy w ciągu roku okoliczne winnice otwierają swoje wrota i piwniczki oraz proponują degustacje. Od kilku lat lokalne winiarnie zyskują na znaczeniu i przyciągają rodzimych somelierów. Tutaj nawet patron miasta częstuje nas winogronami. Pomnik z brązu autorstwa zielonogórskiego rzeźbiarza Artura Wochniaka odsłonięto w 2018 roku, po tym jak 8 lat wcześniej ustanowiono św. Urbana I patronem miasta. 

Zresztą ten sam artysta jest autorem innego pomnika z tego samego roku, Andrzeja Huszczy (ur. 1957): zielonogórskiego żużlowca Falubazu, legendy miasta i honorowego obywatela. 33 lata kariery dostarczały mieszkańcom z pewnościa wielu emocji. Niemniej jednak, to musi być dziwne uczucie odsłaniać swój własny pomnik...

Pod murami miejskimi z polnego kamienia stoi Dobosz, bohater Powstania Wielkopolskiego 1918/19 (autor: Romuald Wiśniewski). Tę funkcję pełniły często dzieci wybijając takt marszu oraz sygnały natarcia i odwrotu. Wojna w XXI wieku także nie oszczędza najmłodszych, ten pomnik to gorzkie przypomnienie o tym co się dzieje na Wschodzie.

W całym mieście mamy licznych Bachusów, z roześmianym szelmą, w winnym wieńcu, pośrodku miasta na czele. Chudy, ale z wydatnym brzuchem i uśmiechem po kilku kieliszkach. To praca z 2010 roku krakowkich artystów: Roberta Dyrcza i Jacka Gruszeckiego. To był pomysł dziennikarza "Gazety Lubuskiej", a dziś "Łącznika Zielonogórskiego", regionalisty Tomasza Czyżniewskiego z 2010 roku. Projekt nabiera rozmachu z każdym rokiem. A mapy dostępne w informacji turystycznej trzeba stale odświeżać. Są też dostępne w wersji elektronicznej. 

Co rusz spotykamy kolegów Boga Wina: Bachus kinoman, skryba, pisarz. Liczne odsłony patrona miasta niczym wrocławskie krasnale stoją to tu, to tam. Wyszukanie ponad 70 to nie lada gratka. Zaskakują nas co kilka kroków. Co roku pojawiają się kolejni. Są atrakcją nie tylko dla najmłodszych. Mnie się spodobał ten spod banku, ciągnący na niewidocznej linie tłustą świnię. Nie nazwałabym Bachusa przystojnym, spacerując widziałam kilku kandydatów na modeli tej postaci, z flaszką w ręce. Atmosfera letniska sprawia jednak, że Zielona Góra to niezła baza wypadowa na wyprawy rowerowe po okolicznych lasach. A w mieście nie brakuje restauracyjek i knajpek z kuchnią całego świata. 

Temat winnic wymaga większej uwagi, szczególnie we wrześniu. Motywy winogron widać w całym mieście. I nie są nowe, już w 1979 roku powstała betono-kamionkowa rzeźba "Winiarki" autorstwa Haliny Kozłowskiej-Bodek. Dzisiejsze Bachusiki to tylko rozwinięcie ówczesngo trendu z czasów, gdy wino było w Polsce o wiele mniej popularnym trunkiem. 











Nie zdołałam dotrzeć już do Palmiarni otoczonej winoroślą. Już w latach 20 XIX wieku był tam domek winiarski, a powstałą szklarnię wielokrotnie rozbudowywano wraz z rozrastającymi się roślinami. Tradycyjne miejsce stało się popularną restauracją. Ostatnia modernizacja w 2008 roku była związana z rozrostem daktylowca, który się już nie mieścił w szklarni.  Zostaje mi zatem zajrzeć tam i odnaleźć Bachusika Palmixa. 

Trzeba też odnaleźć "Chłopca z źrebięciem" z 1936 roku Hansa Krückebergera (1878-1952), mylnie przypisywanemu Josefowi Thorakowi. Podobno nadal się o tę rzeźbę dopomina Krosno Odrzańskie, gdzie chłopiec trafił po Olimpiadzie w Berlinie. Przy Palmiarni stoi od 1961 roku, a jego uszka są pocierane przez liczne rączki "na szczęście", stąd ich blask. 

W planach mam też wizytę w teatrze. "Człowiek dwóch szefów" miał premierę kilka dni temu. Będzie powód, żeby wrócić. Nie wykluczam ponownej wycieczki do Zielonej Góry w najbliższym czasie. 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem