Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2023

Wenezuela: Od niesforności i bajecznego bogactwa po współczesność

Obraz
Jeśli przeczytacie biografię Chaveza, Wenezuela po prostu musi trafić w wasz podróżniczy kalendarz*. Jakaż fascynująca była ta utopia: bak paliwa był wart mniej niż puszka coca-coli, a nalewający benzynę dostawał napiwek wart więcej niż towar. Państwo było bajecznie bogate. Ceny mieszkań spadały, a wartość samochodów rosła. To tak jak u nas: za starego malucha w latach 80 płacono więcej niż za nowe, nieosiagalne auto. Tylko, że w Wenezueli mówimy o począkach XXI wieku, okresie o 20 lat późniejszym. Dzięki paliwom kraj się bogacił. Towary w sklepach były za półdarmo, więc wykupowali je przemytnicy sprzedający je w Kolumbii czy Brazylii po wielokrotnie wyższych cenach. Nagle półki sklepowe zostały opróżnione, a towary trzeba było nabywać na czarnym rynku po cenach światowych. Dzisiejsza Wenezuela to państwo upadłe i społeczeńtwo bez źródeł dochodu. Bieda jest wręcz stanem świadomości, a miało być tak pięknie. Wszyscy żyli na kredyt, uczono się jak szybko wydawać pieniadze, bo ruszyła dra

Brazylia: Biegowa niedziela

Obraz
Powyżej: plaża wczoraj wieczorem Hej ho! Hej ho! 5h30, czas wstawania. Zaraz, zaraz... dzisiaj wolne. Przynajmniej do południa... Logika podpowiada: śpij. A Garmin na ręce wrzeszczy: masz zaległości. Zaraz koniec miesiąca, a ja 15km jeszcze nie przebiegłam, 10km mam zrobić w weekend, czyli do dzisiaj, 10h biegania zaliczyć i 50 mil.  Jak nie masz motywacji, to działasz siłą przyzwyczajenia. Dlatego od 2 miesięcy zaliczam minimum 1 milę dziennie. Ubieram się powoli. Wychodzę na korytarz, a przede mną ściana deszczu. O nie!! Ulewa! Patrzę: za oknem biegnie maraton. No nie! W tym upiornym tropikalnym deszczu! Ja nie dam rady?? Schodzę na śniadanie. Deszcz ustaje.  No nic, trzeba się ruszyć. Te 10km to minmum. Powoli biegnę wzdłuż plaży. Deszcz zaczyna być wspomnieniem, choć czuć cały czas bryzę znad oceanu. Woda się cofnęła, plaża jest szeroka. Co kawałek mijam mecz: tu piłka nożna na piachu, tam siatkówka. Samochody nie jeżdżą, bo ulicą dobiega końcówka maratonu. Człapię w dal. Uwielbiam

Brazylia: Diamentowe Lençois

Obraz
Największym diamentem Chapada jest główny hub turystyczny: urocze Lençois. Wąskie brukowane uliczki, przyjemne i raczej bezpieczne zaułki, przytulne knajpki. Wszechobecna muzyka. Bębny. Rytm. Turyści dopisują. Cały Diamentowy Płaskowyż to nieodkryta perełka, zatem nie ma tu potężnej masowej turystyki. Grupy przyjeżdżają malutkie. Nie ma tu hoteli na 300 pokoi.  Za to jako baza wypadowa na trekkingi, Lençois jest świetne. Płaskowyż to zjawiskowe widokówki, szczególnie o zachodzie słońca, wodospady i jaskinie, urwiska i mnóstwo atrakcji dla aktywnych.  Nie zapomnijcie o butach na solidnej podeszwie. Mi wystarczają buty do biegów w terenie górskim, ale powinnam raczej zalecić ambitniejsze górale czy buty pustynne trzymające kostkę. No i przyda się kostium kąpielowy, nie można sobie odpuscić przecież pływania w rzekach przy upałach pod 40 stopni! Niby pora deszczowa, ale od 2 tygodni  nie zaznałam deszczu, 2 razy kapało rano w Salwadorze po kwadransie, tyle. Pytałam o słynny wodospad Mosqu

Brazylia: Targ w Santo Amaro

Obraz
Targi są fajne, nawet te z bananami i pomidorami. Zawsze to jakieś autentyczne miejsce. A i zawsze jakaś niespodzianka się znajdzie. Dzisiaj zamiast umbu i aceroli wybrałam jumbu i marakuję. Nie ma tu wielu cudów mi nieznanych, ale fantastyczna jest zmienność towaru w takim miejscu. Jabłka budyniowe były tylko w 1 miejscu. Za to odnalazłam niesamowitą kapliczkę. Zupełnie jak tajski ołtarzyk. I świeca się paliła. Skutecznie, bo moje turystki wypatrzyły moździerz.  Tu parę zdjęć z malowniczego targu. Dawniej dopływały tu statki z Salvadoru, ale dziś rzeka jest zamulona. Stąd towary zaopatrywały prężny port. Miasteczko straciło na znaczeniu, choć dalej jest w rolniczym centrum regionu.  Guava, różowiutkie wnętrze Jabłko budyniowe Machichi, rodzaj korniszona Tamaryndowiec Acerola Marakuja Mango Guava Ziemniara Caju, nerkowce Kakao

Brazylia: Faro i Barra

Obraz
Powiem szczerze, że ten mój hotel Portobello pośród wielu niedoskonałości ma jedną ogromną zaletę: blisko stąd do dzielnicy Barra. Są tam bary i bogate życie nocne. Latarnia wygląda wieczorem wspaniale. Tłumy ludzi. Miło tu zajrzeć o zachodzie słońca. Rodziny z dziećmi, sprzedawcy kukurydzy, przekąsek, napojów. Kurort. Oj, jak mi się nie chciało wczoraj tam wlec. Blisko 2.5km w jedną stronę. Poświęcam się jednak w imię turystyki. Ktoś musi to sprawdzić jak to wygląda przed moimi podopiecznymi.  Nie należy zapominać o pozostawieniu większej gotówki i paszportu w sejfie hotelowym, Brazylia nie do końca jest bezpieczna.  Jestem kim jestem, więc plotki do mnie docierają, zatem dobrze wiem komu i gdzie skradziono łańcuszek: a o identycznej sytuacji informowałam w pierwszym dniu. Jesteśmy dorośli, nie zamierzam nikogo ganić, ale to jest przykład jak się kończy chwila nieuwagi. Tu naprawdę łatwo o okradzenie, choć przestarzegamy i zwracamy na to uwagę. Wirus patologii społecznych w Brazylii m