Wietnam: Ho Chi Minh czyli Sajgon

Sajgon to dziś największa metropolia Wietnamu. Liczy 10 milionów, ale dodatkowe 5 przyjeżdża czymbądź tu codziennie do pracy: po ulicach zatem porusza się dziennie 15 milionów ludzi, zarejestrowane jest 7 milionów motorów, skuterów (rejestracje 50 do 59). Dodatkowo wiele osób przysyła sobie motor pocztą z Hanoi: to koszt rzędu 50$.

Zawitałam tu dosłownie na chwilę, na jedną krótką noc. Dziś 1 kwietnia, zatem zrobiłam sobie spacerek na 20000 kroków w okolicy hotelu (zaczęło się nowe wyzwanie Samsung Health). A mieszkam w Pierwszym Dystrykcie, zaraz za Operą, 5 minut od Poczty i Katedry, 10 minut piechotą od Muzeum Pojednania. Doprawdy fajna miejscówka, połączenie skromności z luksusem (podgrzewana japońska toaleta, zestaw do parzenia herbatki, łazienka wielkości pokoju), o ile ktoś ma dziś jeszcze siłę dreptać. Od rana zaliczyłam lot z Da Nang, spacer po Cu Chi, kolację. Objazd miasta już niestety musiał sie odbyć po ciemku. 23h, a ruch na ulicy jak u nas w godzinach szczytu. 

Mieszkańcy są wyjatkowo otwarci i przyjaźni, 75% nie pochodzi stąd. Przybywali tworząc nową społeczność, ale bazą była ich tradycja, ich kultura. Musieli się dostosować, polubić inność. Na to nałożyły się czasy francuskie, po nich amerykańskie. Miasto ma ledwo 300 lat: urosło dzięki temu, że to była stolica Indochin. Miasto kusiło grzechem, hazardem, palarnie opium i burdele, Sodoma i Gomora. Po jednych okupantach, nastąpili kolejni. Amerykanie mieli w pobliżu wiele baz wojskowych. Też rozbudował się Sajgon za ich czasów. A i współcześnie nie przestaje puchnąć. 

Ludzie z północy, gdzie są 4 pory roku, a latem są gwałtowne tajfuny i powodzie, zawsze mają zaskórniaki. Są oszczędni, wręcz skąpi. Na południu żyło się lżej, to co dziś zarabiałeś, mogłeś od razu wydać nie martwiąc się jutrem. Plony były obfite. Południe to był spichlerz Wietnamu. I podobno taki jest charakter dzisiejszych mieszkańców regionu: kto z południa pochodzi, ten ma serce na dłoni, ale ci z północy nie są tak kosmopolityczni. Tkanka miejska Sajgonu, dzisiejszego Ho Chi Minh, wyrosła z połączenia obu tradycji. 

Wieczorem na ulicach pełno maleńkich krzesełek, ludzie siedzą i jedzą street food, uliczne przysmaki. Środek nocy, a miasto wcale nie kładzie się spać, ruch jak w ulu.  

Parę zdjęć ze spaceru poniżej. 


Zapory, żeby motory nie jeździły po chodnikach, co parę lat temu było standardem.


Gmach poczty. 






Pałac Zjednoczenia.




Ratusz

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem