Gdzie śpiewają raki

Dawno nie widziałam tak niesamowitego filmu: wciągający, przepiękny wizualnie, coś między thrillerem a romansem. Pełen tajemnic, nie do końca rozwiązanych. Akcja powolutku nam się rozświetla. Jest sporo zmyłek, więc nie łatwo domyślić się zakończenia. Nic nie jest oczywiste w filmie "Gdzie śpiewają raki", który właśnie jest wyświetlany w kinach. 

Mnie przeniósł on do lasów namorzynowych, które regularnie, z rytmem pływów zakrywa i odkrywa woda morska. Chronią ludzi przed tsunami. Zadziwiają bioróżnorodnością. Pierwsze co przyszło mi do głowy to północna część Senegalu o zachodzie słońca i niesamowita rzeka w Gambii. I jeszcze wizyta u szamana, który potrafił czytać w duszy, może kiedyś wam opowiem, bo została ona ze mną na zawsze. Potem przyszła mi do głowy Sri Lanka i krokodyl, którego podrzucono mi na łódź. Maluszek, "gryzie jak pies". Następnie dzieci pływające codziennie do szkoły na jeziorze Titicaca. I moczary w wiecznie zapadanej Kostaryce. W końcu rzeka Zambezi i rejs-safari w Botswanie, gdzie na trudnodostępnym dla ludzi terenie biegały żyrafy, słonie, hipopotamy. W życiu naoglądałam się niesamowitych mokradeł. Najbardziej lubię pływać kajakiem w południowej Tajlandii po rzece, blisko ujścia do morza. Tu skaczą małpy, tam się wygrzewają warany. A i w Polsce fajnie jest postać cicho gdzieś w zaroślach: tu z trzciny wypływa rodzina łabędzi czy kaczek z młodymi, tu gnizado ma ukryte perkoz. Im bardziej odludne miejsce, tym większe niesamowitości. Widziałam mokradła w Polsce z łosiem z młodymi (a raczej klepą), dzikami, jeleniami, danielami. Potrzeba tylko czasu i cierpliwości. Natura potrafi nas odciągnąć od pracy i przenieść w inny czas, pierwotny, czasem wręcz brutalny, rządzący się prawem silniejszego. Nieucywilizowany. Często za tym nieświadomie tęsknimy. Natura jest w końcu w nas. 

I tak doszłam do buddyjskiego zatrzymania się na chwilę, kontemplowania teraźniejszości zamiast szarpania się w przód i w tył. Naprawdę potrzebowałam miesięcznego urlopu. Od kwietnia kończyłam pracę i mentalnie w niej pozostawałam. Brakowało mi oddechu. I nagle spokój wakacji zmienił moją perspektywę. Wreszcie mogłam nabrać dystansu wśród mazurskiej przyrody.

Ten film zachwycił mnie ujęciami z ptakami brodzącymi po mokradłach, obserwującymi bagna w ciszy w locie, odcieniami soczystej zieleni lasu. Przepiękne zbliżenia odkrywające niesamowitość przyrody. Jest liryczny. Stanowi ciche tło dla emocjonującej akcji miejscami mającej charakter thrillera.  Bogaty w doznania estetyczne. I scena na wieży widokowej, gdy bohaterka mówi, że zawsze znała przyjaciela (mówiąc o mokradłach), ale dopiero teraz widzi jego twarz. Wokoło bagna  za których osuszanie brać się chcą deweloperzy i dziewczyna bez edukacji, która musi znaleźć prędko pieniądze na opłacenie zaległych podatków, by nie odebrano jej ziemi, na której wyrosła. Walczy o spokój i swoje prawo do życia takiego jakie zna.  W kontemplacji. Zna tam każdy zaułek, każdą muszelkę. Jest wybitnym obserwatorem przyrody, bo czuje się częścią tego środowiska, czego my już często nie pojmujemy. I codziennie zachwyca się zachłannie niesamowitością tego biotopu. Film jest na swój sposób egzotyczny i mam nadzieję, że narobi zamieszania na festiwalach, bo naprawdę jest dobry. Do końca trzyma w napięciu. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem