Francja: Poniedziałek w Eze Village

Syzyfie: czy masz jakieś hobby? Tak, rock and roll. Ja dzisiaj od rana pobiegana. Szósta rano, a tu już za ciepło. Tak, wiem, widoki mi to wynagrodzą. Opłotkami Nicei z pominięciem poniedziałkowych korków dotarłam na trasę panoramiczną do Eze. Możesz tu przyjechać i 100 razy, zawsze ten błękit w połączeniu z palemkami zrobi wrażenie. Skwar, ale jak pięknie! Zapewne index UV niekorzystny dla skóry. I w momencie, gdy to piszę dzwoni pan z grupy: jak odnaleźć krem z filtrem? Słońce nie grzeje. Dzisiaj pali. Czlowiek czuje się jak w frytkownicy. Bawią mnie turyści: wczoraj zgłaszali, że nie lubią słońca. Myślę, że wycieczka w sierpniu na południe Francji jest zatem wspaniałym pomysłem! Przecież tu jest grill!! A my to te karczki, dzisiaj czerwone, jutro zwęglone! Wdrapałam się do ogrodu egzotycznego. No widok przedni. A ludzi! Czy Chińczcy nie mogą po ludzku posiedzieć w Nicei? Niech idą kupować Diora w Cannes, tam klima! Na przystanku taki tłok, że wyobrażam sobie ten autobus. Zresztą widziałam wysiadajacych: voyage d'enfer- komentowali, czyli piekło. To szczyt sezonu. Bez autokaru jazda tutaj to naprawdę durny pomysł. Mało tego: koszt parkingu dla osobówek z pewnością jest wysoki. Eze tak, ale nie w środku sierpnia. Tu są tak wąskie uliczki, że grupa 30 ludzi robi tłok. Jak na to nałożą się tłumy indywidualnych turystów, koszmar. Pięknie, co by nie powiedzieć, choć masowa turystyka faktycznie robi wrażenie dość upiorne. Domy z kamienia przepięknie się komponują, ale zrobić sobie samotnego zdjecia nie możemy. Wszędzie tłok. W oddali Cap Ferrat, półwysep milionerów. No człowiek marzy o ochłodzie w morzu, na szczęście mamy basen do 21h, co pozwoli nam jakoś dotrwać do wieczora. Nie, to nie koniec przygód. Dalej czeka mnie Biot i St Paul, kolejne perełki. Oby chociaż Francuzi wrócili na plaże zamiast oblegać te wioseczki! Może po lunchu zrobi się spokojniej. Inspiruja nas marzenia.





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem