Bieganie: Peru

Nie ma łatwego życia biegacz na 3450m npm w Cusco. Nie ma tu nic prostego, wszystko albo z górki, albo pod. Po tygodniowej przewie zaczęłam spokojnie wczoraj jakąś namiastkę biegania: 6km. Tłumy na ulicach wokoło rynku, kocie łby, samochody niezatrzymujące się na przejściach. Dzicz. I do tego ta wysokość! Po tygodniu na wysokościach 2400 do 4900 dostosowałam się tak do 2300. Jest koszmarnie ciężko. Dzisiaj zaliczyłam piątkę o 5 rano: już mi lepiej, ale pułap tlenowy spadł o 3 oczka. Za to wiem, że wróci na pozycję jak się znajdę niżej. W centrum wiele chodników z trudem mieści pojedyńczego przechodnia. Ulica śmierdzi spalinami. Ranek był lepszy od wieczoru, bo pusto. Za to świeżo po ulewie, wszystko mokre. Jutro mam od świtu samoloty i tak do kolejnego dnia. W Polsce będzie 22h, a za 2 dni o 6h muszę być na Okęciu. Zatem nie wiem kiedy nadrobię kilometry, bo więcej w powietrzu niż na ziemi. W Brazylii za to niebezpiecznie i gorąco, ale płasko, tak źle, tak niedobrze. 




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem