Brazylia: Papież jest Polakiem, ale Bóg jest Brazylijczykiem

Brazylijczycy zapytani o znanych Polaków najpierw wspominają naszego papieża. Podczas jego wizyty w 1980 roku mówiło się, że "Papież jest Polakiem, ale Bóg jest Brazylijczykiem". Dzisiaj odwiedziłam dwa miejsca szczególnie związane z naszym Karolem Wojtyłą. 






Powyżej zdjęcia z katedry. 


Pierwszym była katedra w Rio według projektu Joaquima Corrêa. Niezywkła budowla, która została zbudowana na przełomie lat 60 i 70 XX wieku, lecz nie wątpię, że zwolennicy teorii spiskowych i kosmicznych uznaliby ją za inspirowaną przybyszami z innych galaktyk. Kwadratowa stożkowa piramida niczym majański hołd składany bóstwom gór. Robi się dziwnie. Wygląda jak wielki bunkier. Do dziś robi wrażenie, a zatem nie zestarzała się. 80m wysokości i miejsce na 25000 tysięcy wiernych. Tutaj zjawił się nasz papież 2 lipca 1980 roku. Rio ma 3 symbole: Głowę Cukru, gdzie byłam wczoraj, katedrę, którą zwiedzam dzisiaj i pomnik Chrystusa Zbawiciela, czyli mój plan na jutro. 

Drugie miejsce związane z Wojtyłą to fawele. Slumsy zrobiły na naszym papieżu bardzo przygnębiające wrażenie, dlatego najuboższej parafii Vidigal podarował swój pierścień. Pomimo tańców cariocas transparenty głosiły:

Pijemy wodę z rynsztoków”, 

Jesteśmy błogosławieni przez Boga, lecz odrzuceni przez społeczeństwo”. 

To był szok. I od tamtej pory Brazylia nadal ma kłopot z fawelami. Jest tam dziś prąd i woda, ale domy to samoróbki. Nie jest to normalna przestrzeń miejska. Strome ulice wypełnia hałas pędzących motorów. Jakoś trzeba dotrzeć na górę. Dzisiaj wpadłam do dzielnicy Rocinha. Wąskimi przesmykami stromych, nierównych schodów wspinałam się pośród biedy Rio. Zewsząd zwisały kable, śmieci zalewały ulice, ale ludzie byli uśmiechnięci. Turysty z obstawą tu nikt nie ruszy: tu prawo działa. Za kradzież grozi obcięcie ręki. Nie, to nie policja taka skuteczna, to gangi. Niektóre slumsy mają zakazany kolor czerwony, bo to barwy przeciwników, obraza dla władzy osiedla. Ludzi z bronią nie zauważyłam, a może po prostu patrzyłam pod nogi. Mam świeże porównanie z podobną wyprawą w Caracas w Wenezueli. Tam było bardziej swojsko, częstowano nas alkoholem i empanadą, pełno było murali, mniej obwisłych kabli, muzyka. Tutaj za to można spojrzeć na życie mieszkańców całkiem innymi oczami. Jest bardzo autentycznie. Myślę, że do tego chaosu można się przyzwyczaić, ale hałas był potworny. Tu mieszka oficjalnie 7000 ludzi, realnie więcej, bo to jedna fawela, a i tak rozciąga się po horyzont z obu stron. Bliżej lotniska takie osiedle składa się aż z 16 faweli, kumulacja biedy zatem ma swoje przełożenie na życie codzienne i bezpieczeństwo. Tutaj wszyscy się znają, swoich okradać nie wolno, ale obcych owszem. Uważajcie próbując takich przygód na własną rękę. Z lokalsem bezpiecznie, bez: nie polecam. 


Rocinha wita muralami



Widok z góry na fawelę


Malowniczy widok z baru w dzielnicy Rocinha







Ostatnia wieczerza przed kościołem w formie muralu, gdzie Jezus ma afro, je pizzę, a apostołowie noszą lokalne japonki. 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem