Le Grand Balcon 2022
Pojawiają się ciekawe pomidory, karczochy, kwiaty cukinii, jedne są nam dobrze znane, inne nieco mniej. Wszystko pierwszej świeżości. Są już szparagi! Mniam!
W południe przed restauracje wychodzą kelnerzy, proponują obiad w dobrej cenie. Samo danie może kosztować 13-17 euro, a w zestawie z przystawką, deserem, kawą odpowiednio więcej. Nigdy nie mam wątpliwości gdzie się wybrać. Od lat kocham Le Grand Balcon, tuż obok opery. To tutaj można zrozumieć co to jest "restaurant gastronomique".
Kiedy wiele lat temu jeżdżąc autostopem, z braku innej komunikacji, w okolicach Avignonu trafiłam do małej restauracji pośrodku jakiejś wsi, bardzo się zdziwiłam, że menu dnia kosztuje tam aż 50 euro. Szaleństwo! Przystawka, danie i deser. Skąd taka cena skoro na obiad miał być kurczak? Zrezygnowałam z posiłku pocieszając się jakimś ciasteczkiem z lokalnej cukierni za 1 euro. Potem odkryłam, że to była restauracja z gwiazdkami Michelin. Jakże żałowałam tego kurczaka! Odtąd nigdy nie odpuszczam wybitnym restauracjom. Le Grand Balcon stał się moją obsesją nicejską.
Zestaw dnia z truflami to koszt rzędu 67 euro, bez napojów. A przy takiej obsłudze trzeba doliczyć jeszcze napiwki. Ja tradycyjnie wybieram tam to, co akurat mają. Zestaw 3-daniowy w południe to koszt rzedu 24 euro (2022), ale do tego woda to kolejne 6 do 8 euro, kawa następne 4. O winach nie wspomnę.
Wchodzę. Pytam gdzie mogę usiąść. Obsługa jest przeuprzejma. Zamawiam zestaw i czekam. Na niespodziankę. Tutaj kuchnia jest dziełem sztuki. Rarytasem. Każdy składnik to zakup wyjątkowy. Tutaj się nie oszczędza. Nigdy jeszcze nie jadłam tam dwa razy tego samego. A bywam z dwa, trzy razy w roku. Dania zmieniają się z każdą porą roku.
Dziś zaproponowano mi zielone szparagi we wspanialym sosie z pomarańczą i sałatką z magicznym jajkiem bez skorupki, ale surowym tak w środku, jak i na zewnątrz. Dodatkowo żółtka w tym jajecznym cudzie było dwa razy więcej niż powinno. Absolutnie zaskakujące. Kuchnia molekularna. Danie główne dopiesciło moje zmysły: ośmiornica po japońsku z puree i marchewką. Na ośmiornicę wybiorę się na drugi koniec świata. Kocham. Porcja była ogromna. A macki bardzo delikatne. Musiała siedzieć od rana w jakiejś marynacie. Trafiłam z tym obiadem w dziesiątkę, bo swieże szparagi na porannym targu wyglądały bardzo apetycznie. A mamy dopiero połowę kwietnia i u nas jeszcze ich nie ma. A to jeszcze nie był koniec. Na deser podano ciasteczko, nazwanie go zwykłym byłoby nieuprzejmością, ale zdecydowanie nie było słodkim zaskakującym rarytasem wybitnej jakości ośmiornicy. Wszystko podlałam kawą i zachwycona smakiem Lazurowego Wybrzeża mogę ruszać do domu. Ciekawe jaki paragon grozy dostałabym nad Bałtykiem za takie cuda?
Dzięki takim chwilom mogę podrożować do tych samych miejsc wielokrotnie. I zawsze miło mnie zaskoczą. Podróże kulinarne zapewne i w Polsce staną się kiedyś hitem, ale nasza turystyka musi do tego jeszcze dojrzeć.
Komentarze
Prześlij komentarz