Tajlandia: Solidarność w czasach zarazy



Tony tutaj! To serio nie ja!

Kiedy o świcie spaceruję po Bangkoku widzę co rusz mnichów czekających na datki. Chodzą boso co rano. Nie są agresywni. Nie krzyczą, że czegoś chcą. Ich pokora mnie rozbraja. Cokolwiek by nie powiedzieć o komercyjności Tajlandii, ja ciągle widzę tu buddyjski spokój. I chyba to trzyma ludzi razem. Widzę tu dużo solidarności, choć wszystko jest spowolnione. Wszyscy pracownicy hotelu dostaną 50% wypłaty!! Nikomu nie jest do śmiechu. Co będzie za pół roku? Wszyscy oszczędzają, startowanie z nowym businessem w takich czasach to niewypał. Chyba, że ktoś handluje maskami i płynami odkażającymi.


Mnich i nauczyciel są tu bardzo szanowani. Na lotnisku jest specjalna strefa vip dla mnichów właśnie.


W obliczu zagrożenia koronawirusem ludzie noszą maski, wszędzie stoją płyny do dezynfekcji, nikt ich nie kradnie, każdy bierze odrobinę, rozciera i idzie dalej. Podobno w Polsce ceny odkażaczy skoczyły do 800 zł. A masek nie ma. Nikt nie zadbał o zapasy? A może kampania antywirusowa była za ostra?

W momencie, gdy prasa sypie fake newsami, że jest pierwszy przypadek, że może to ta dziewczyna z Łodzi po powrocie z Tajlandii będzie pierwszą ofiarą, na serio nic nie rozumiem. Po co to wszystko? Gorzej niż hieny! I co dalej? Czekamy na pierwszego trupa? Gratulacje! Po co tyle emocji? Straszenie ludzi jest aż takie fajne?

Tu jeden gość poszedł do szpitala z gorączką i zataił, że był w Japonii. Przyznał się nazajutrz, bo mu się pogorszyło i drugi raz trafił do szpitala. Piszą o oszuście i piętnują go w prasie. A u nas fake newsy zalewają wiadomości, potem idą sprostowania. Każda gazeta jako pierwsza chce opisać sensację. Pierwszy przypadek. Żałosne. Myślę, że to kwestia godzin. Coś się znajdzie. Tylko, że nikt nie widzi ile szkody to robi gospodarce.

W Tajlandii ludzie też się boją, ale słuchają zaleceń. Dzisiaj informowano, żeby nosić maski. Nie wnikam w skuteczność takiego rozwiązania, ale nasuwa mi się jedno: gość chory przyszedł do szpitala i miał kontakt z 30-osobowym personelem. Nikt się nie zaraził. W szpitalach maski się nosi. Przypadek?

Widzę tu też wzmożoną aktywność religijną. Załamują się dostawy z Chin, wiele fabryk ma kłopot z częściami potrzebnymi do produkcji. Widmo recesji i zwolnień prowadzi ludzi przed ołtarze. Jak Budda da może dotrwamy końca armagedonu. Tylko zacznijmy myśleć, bo szarpanie naszych nerwów nikomu nie służy. Wiecej racjonalnosci naprawdę wyjdzie wszystkim na zdrowie.





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem