Indonezja: Sumatra - Batakowie z Samosir czyli spotkanie z kanibalem

Jak to jest mieszkać na wulkanie? Jezioro kalderowe Toba długie na 100 km jest też głębokie na ponad 500m. Miejsce jest niezwykłe. Do 1905 roku mieszkali tu ludożercy. Wybuch superwulkanu 75000 lat temu spowodował zmianę klimatu i wymieranie gatunków. Dziś widokowo przypomina raczej Nową Zelandię. Soczysta zieleń stromych zboczy topi się w jeziorze. Po godzinnym rejsie dopływam do hotelu na wyspie Samosir będącej czynnym wulkanem. Jest sielsko. Można popływać, woda jest ciepła.

Dwa lata temu w Halloween tańczyłam tu z kanibalami wywołując ducha babki ludożerki. Teraz też odwiedzam lud Bataków. Ich piękne sarongi strasznie kuszą niską ceną i przepięknymi wzorami, ale odmawiam sobie kolejnego zakupu, mam tego całą szafę. To z Indonezji materiały trafiają na targi całej Afryki po drodze podwajając cenę. Za kilka dolarów można się tu obkupić. Każda wioska ma inne wzory, inne barwy. Tu dominują czerwień symbolizujaca świat ziemski, biel - świat wyższy i czerń - świat niższy, coś jak nasze niebo i piekło. Choć niebo zakrywają chmury są przyjemne 22 stopnie. Na targu mnogość motywów jaszczurek: symbolu płodności ziemi, ale też ochrony.

Są też 4 dorodne piersi - ten motyw odnosi się do tutejszych standardów. Ten, kto ma dzieci jest bogaty, bo ma kto pracować na polu. Siła rodziny tkwi w ilości. Wulkaniczna ziemia ich wyżywi. Czyżby idealna kobieta- ludożerka miała 4 piersi?

Pływanie po jeziorze Toba jest bardzo przyjemne. Ludożercy częstują nas nadziewanym ciastkiem z farbowanego na fiolet ryżu owiniętym w liść palmowy. Czas na trochę kultury.

Na środku sceny, którą jest cały wewnętrzny plac wioski stoi przywiazany do drzewa bawół: ma szczęście, nie planujemy go zjeść. Niemniej tradycyjnie rytuał poprzedza zazwyczaj poświęcenie bawoła w ofierze. Tu mamy mały show dla turystów. Oglądamy ceremonialne tańce ślubne. Towarzyszy im hipnotyzująca muzyka tradycyjnych instrumentów. Sami też przebieramy się w lokalne kostiumy i ruszamy do tańca. Początkowo nieśmiali turyści zaczynają być częścią przedstawienia. Wołamy "Horas" i gibamy się do taktu drobnymi kroczkami podążając za seniorem. Zabawa jest przednia. Tańczą z nami także drewniane figurki seniorów rodu. Jakież zdziwienie budzi drewniany dziadek, który zaczyna mrugać oczami. Niby widać, że ktoś z tyłu manewruje pedałami, ale jak babka niesfornie zaczyna naśladować rękami ruchy tancerek, a dziadek wyraźnie się ożywia zastanawiamy się co jeszcze może nas tu spotkać. Czy zacznie padać deszcz? Może tylko nas tak zabawiają, a z tyłu czają się już głodni kanibale? To jakieś dziwne jak drewno ożywa. I jeszcze te nieskoordynowane ruchy jakby ktoś poraził dziadka prądem. W końcu to potomkowie ludożerców. Spokojnie mógłby to być wstęp do jakiegoś horroru. Tu wszystko wydaje się thrillerem.

Ruszamy do muzeum: oglądamy kolekcję matreriałów tkanych i farbowanych przez Bataków: to "ulosy" wręczane podczas każdej ceremonii wyznaczającej rytm życia ludzkiego.  Inne są na narodziny, inne na ślub, inne na pogrzeb dla wdowca. Różnią je wzory i kolory. Jest broń Bataków, tradycyjne naczynia z których jedzą całą rodziną, instrumenty ceremonialne i na co dzień.

Uwagę przykłuwa jednak pewien artefakt z zupełnie innego wymiaru: tanggal panaluan. Magiczna laska ozdobiona włosiem końskim lub ludzkim. Nie chodzi już o aspekt wizualny, rzeźby ludzkie o strasznych twarzach niczym maski, jaszczurki, węże, smoki i wodne bawoły, ale o to do czego to służy. To narzędzie szamana z drzewa Cassia javanica (apple bossom tree). Z jednej strony to magiczna włócznia, z drugiej laska rzucająca urok, przekleństwo. Szaman może nią też leczyć. Najistotniejszy jednak w tym artefakcie jest "pupuk", fragmemt kości ofiary. Żeby tanggal panaluan mógł "działać", potrzebna jest siła, którą kanibale zyskiwali zabijając wroga. Jeśli duch chciał, żeby moc pochodziła od dziecka, porywano je z wrogiej wioski i uśmiercano. Pupuk zatem jest siłą ludu Batak Toba.

I co? Ta wioska nie nadaje się na wstęp do horroru? Jak przewodnik opowiada o mordowaniu dzieci panuje taka cisza, że każdy tylko przełyka ślinę. Jakby tam teraz wszedł jakiś wojownik i krzyknął na powitanie gromkie Horas, skoczylibyśmy jak pchły pod sufit! Napięcie rośnie...




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem