Tajlandia: Chińska dzielnica Bangkoku


Rankiem ruszam do Bangkoku. W kasie biletowej są czynne teoretycznie dwa okienka. W jednym stoi mała kolejka, w drugim pani robi córce fryzurę, więc jest zajęta. Kupuję bilet na pociąg, rano są tylko "ordinary" (osobowe), co nie jest dramatem, bo ekspres się spóźnił, więc też nie jechał 2h. Proszę o pierwszą klasę. Płacę dziwnie mało. 28 bath? Wczorajszy ekspres był za 374 bath za tę samą trasę. No tak, to był odpowiednik pendolino. Czemu tak tanio? Aaaa! Pani sprzedała mi 3 klasę! Chcę się wrócić do kasy, ale się rozglądam i widzę, że mój luksusowy pociąg ma wyłącznie klasę 3.





Punkt 8h słyszę hymn. I wszyscy ludzie stoją na baczność. W pociągu!! Osobowy rusza punktualnie, to tak jak u nas. Ekspresy (przerost formy nad teścią) są zawsze pospóźniane, a te zwykłe ok.

Od Ayutthaya zaczynają się pokazywać obwoźni sprzedawcy. Jeden ma napoje. Inny tacki z jedzeniem. Za 20 bath kupuję ryż z ostrym siekanym mięsem i jajkiem. Lepsze i konkretniejsze niż w wysublimowanym tajskim pendolino wczoraj. Piecze, ale znośnie. Fajnie doprawione. Przez kolejną godzinę czuję, co jadłam.

Załatwiam po drodze sprawy biurowe. Kupuję przez telefon bilety lotnicze na luty i marzec. Nagle wychodzi, że wylot grupy jest z Phuket, a ja mam kolejną grupę z Bangkoku dwa dni później. Aplikacja Air Asia i jestem zatowarowana.

Pan konduktor błąka się tu i tam. Nie krzyczy "bileciki do kontroli", co zawsze mnie irytuje, tylko dziurkaczem robi klik klik. I każdy wie, że czas wyciągać bilet. Pan robi biletowi klik klik dziurkę i pędzi dalej.

Pociąg dojeżdża z półgodzinnym opóźnieniem, ale to wina zamkniętego przejazdu w Bangkoku. Chyba też przepuszczaliśmy jakiś ekspres na sąsiednim torze. Wrażenia z 3 klasy mam bardzo pozytywne.

Na stacji kolejowej rzucają się na mnie sępy: taxi? tuktuk? Omijam ich i idę na 73. Pani pokazuję zdjęcie mojego przystanku. Jasne, że nie dowidzi i prosi kierowcę, żeby przeczytał. 15 bath i po kwadransie w korkach jestem na miejscu. Szczerze, taksówką nie byłoby szybciej. Jasne, że komunikacja miejska zawsze oznacza trochę kombinowania i cierpliwości, ale autobusy jeżdżą często i są luzy. Najgorzej jest znaleźć przystanek i dobry numer. Tajowie bardzo chcą pomóc, ale wielu po prostu nie zna języka poza tajskim. Jak trafimy na taksówkarza, to tak nami zakręci, że cały projekt się rozmywa.

***

Z mojego pobliskiego przystanku na Ratchaprarop Rd koło Indra Square umiem już dojechać:
74 do Lumphini
73 do dworca kolejowego Hua Lamphong (boczne wejście) lub przystanek dalej - z boku Wat Trai Mit czyli do Złotego Buddy w chińskiej dzielnicy
77 do dzielnicy Farangów, czyli Białych, aż za Pat Pong i Lumphini do Bang Rak

Zatem po 14h podjechałam pod Wat Trai Mit, bo zaplanowałam spacer po chińskiej dzielnicy w nieznane mi zakamarki aż do Bang Rak. Chińczycy są częścią Tajlandii i nigdy tu nie byli uważani za obcych. Nazwa Syjam pochodzi od Xian. Do 1953 roku rikszarzami w Bangkoku byli głównie Chińczycy. Sprowadzono tu kupców, hodowców świń i bydła. Jednak przyjezdni potrzebowali kobiet, stąd liczne mieszane związki. Ustawa z 1911 roku nakazywała im czcić króla, szanować buddyzm i mówić po tajsku, stąd wzięli się "chińscy Tajowie". Pochodzą głownie z Guangdong i Fujian. Zachowali swoje tradycje i zawody. Mieli swoje kasyna i palarnie opium, w 1907 roku zaczęto je likwidować. Do lat 50 zwyczaj palenia opium zachował się w górach.

Chińska dzielnica powstała w XVIII wieku jak Rama I przesiedlił ich z terenów, gdzie dziś mieści się Pałac. Nadal widoki i zapachy są tu dość egzotyczne.

Jak tylko wysiadłam, usłyszałam dobosza. Walił w bębenek, koło niego dwóch chłopaków szło po kolędzie: zbierali datki. Można to też odnieść trochę do Halloween, coś pośredniego. Powinni mieć na sobie strój baronga, ale przy 35 stopniowym upale jeden niósł głowę stwora pod pachą i wołał o pieniądze.

Przespacerowałam się do koscioła Holy Rosary (Świętego Różańca), przy okazji zwiedziłam szkołę. Strażnik był łaskawy, albo ja sprytniejsza i szybsza. Wzdłuż ścian były szyby, można było zajrzeć do klas, choć okna były pozasłaniane. Widziałam pracownię komputerową z plastikowymi krzesełkami. Biednie. Przed salami: buty. Chodzi się boso. Sporo dzieci biegało w maskach, ale raczej nie na twarzy, tylko pod brodą. Wszyscy traktują koronawirusowe nakazy na pół gwizdka, nie ma się co dziwić przy 35 stopniach upału. Póki co Tajlandia odnotowała 33 przypadki zachorowań (wiekszość już wyzdrowiała) na 15 milionów w Bangkoku i 68 milionów Tajów w ogóle. To gdzie jest niebezpieczniej procentowo w stosunku do liczby mieszkańców: tutaj czy w Bukowinie, gdzie daszek zabił 3 osoby? Podeszłam też do katedry, tutaj kwinął handelek. Panie sprzedawały naleśniki z bananami i podawały chłopakom przez kratkę w płocie. Były też zupki, soczki, przyszkolne sprzedawczynie nie odpusciły nikomu. Tajskie fastfoody mają się świetnie. Porcja ryżu z dodatkami to z 40 bath, a porządniejszy hamburger ponad 100! Nic dziwnego, że do McD się zaprasza dziewczynę na uroczystą randkę. Tam jest po prostu drogo.

Mijam dziesiątki sklepów z biżuterią, taka dzielnica: Sheraton, Novotel, Holiday Inn. Od kościołów przechodzę pod świątynię hinduistyczną. Zdejmuję buty, zdjęć w środku robić nie wolno, strażnicy bacznie obserwują gości. Sri Maha Mariamman to dość aktywne miejsce kultu. Wierni kupują całe tace z darami i idą się kłonić bóstwom, ale ten fragment sobie odpuszczam. Po Batu Cave w Malezji to miejsce nie robi na mnie jakiegoś wyjątkowego wrażenia. Wreszcie po drugiej stronie ulicy zauważam meczet: Madjid Mirasuddeen. Fajne połączenie 4 religii: buddyzmu w wersji chińskiej, chrześcijaństwa, hinduizmu i islamu. Nie żałuję spaceru, ale mam dość. Autobus 77 wiezie mnie w stronę hotelu. Koło 18h korki są najgorsze, ale w sumie dopiero ostatnie 500m jest upiorne. Jeszcze kokos i masaż stóp i można dzień uznać za udany.

Garuda, ochronny symbol Tajlandii, wahana boga Wisznu

Skytrain nad ulicą

Maha Nakhom czyli Wspaniała Metropolia, tzw. Pixel Tower to biurowiec (314m) z 2016r

Hinduistyczna światynia Sri Maha Mariamman

Katedra

Meczet Masjid Mirasuddeen

Dobosz pod Wat Trai Mit w chińskiej dzielnicy



Holy Rosary Church


Tajskie uczennice z maskami pod brodą


Pomnik JPII

Przed szkołą

Kiedyś to było piękne

Tajlandia walczy z koronawirusem, 
maska jest?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem