Niemcy: Bawaria - Augsburg
Dzisiejszą noc spędziłam w flixbusie. O poranku dotarłam do Pragi i mając 2 godziny czasu w centrum, przeszłam się po zaspanym mieście. 7 rano, a Azjaci już robią zdjęcia. Zaspane rynki jeszcze w dekoracjach wielkanocnych, a miasto z wolna budzi się do życia. Przyjemna temperatura, słońce. Niby na Most Karola trafiłam, choć szłam od innej strony, ale jakoś tak dziwnie w tej Pradze. Kamieniczki poodnawiane, wszystko na bogato i z połyskiem. Nowe budynki w okolicy Mariotta: no inny świat. Jakby luksusowo. Czysto. Schludnie. Za kawę i kanapkę zapłaciłam 50 zł, więc dodam, że drogo. Niby Europa Środkowa, a drożej niż w starej euro-Unii. I to w jakimś barze, nie w eleganckiej restauracji!
Miła taka przerwa w podróży, chyba zacznę uskuteczniać jazdę z przesiadkami. Można się rozprostować. O ile autobus nocny do Pragi był po świętach przepełniony, to ten do Augsburga już luźny. Zatem kolejne 6h i dotrę do celu. Koledzy po fachu naśmiewają się ze mnie, że ja taka ambitna, że mi się chce przygód. Po co "W TYM WIEKU" maruję czas i pieniądze na jakieś ogarnianie nowych terytoriów. Augsburg? Serio? Kiwają z politowaniem głowami. Moja rodzina podobnie. Sonia aż z Maroka zadzwoniła: Ty i Praga?? Co jest?? Sądzą, że to jakiś żart. A ja jestem śmiertelnie poważna. Jak te ciężkie chmury nade mną. Niby ma nie padać, ale pochmurno obrzydliwie...
Nigdy nie stałam w miejscu. Wiecznie wyprzedzam trendy. W tym miesiącu bawię w Europie: 12 dni w Rzymie (robota ze spadku, zastępstwo), Amsterdam i tulipany, Malta z Gozo, teraz Praga-Augsburg-Strasburg-Obernai. I powiem uczciwie: czas wrócić do przedpandemicznego projektu zwiedzania świata. Do ilu już miejsc się nie pojedzie? Na wschodzie wojna, Trump szaleje, może słusznie w Tajlandii obawiają się nowej pandemii, może jakiś wulkan w Europie rozorać niebo i zablokować loty. Na co czekać? A firma się mną nie przejmuje. To ja mam się martwić? 3 nowych pilotów prosi o szkolenie, ale przepraszam: ja pracuję dopiero od 25 maja...
Tymczasem docieram do 13 milionowej Bawarii. Pomyślałam o logo BMW, w którym pośrodku są kolory biały i niebieski, jak flaga landu. W synagodze w Augsburgu widziałam jarmułkę z 2000 roku z logo BMW, serio! Do 2017 roku dochód Bawarii był większy od PKB Polski. Od 1180 do 1918 rządzili Wittelsbachowie, ale mnie interesuje familia Flugger. Znana nam też w Polsce: ich potomek zwał się Fukier i miał skład win w Warszawie na rynku, takich od XVII wieku podobno. Flugger miał też udziały w kopalni złota w Złotym Stoku, o innych kopalinach nie wspominając: od Węgier i Słowacji po Hiszpanię. O niemieckich kopalniach nie wspominając. Rodzina, która pożyczała pieniądze cesarzom. Od wyrobu i handlu tkaninami, poprzez obrót pieniądzem, doszli do zyskownych kopalń. Obracali już nie jak Medyceusze kwotami 5-cyfrowymi, a 7-cyfrowymi. Kochali pieniądze, a Jakub nosił wręcz złoty czepiec na znak swojej potęgi. Tak go namalował Dürer. W najbliższych dwóch dniach planuję zobaczyć ich pozostałości w Augsburgu: pałace, budynki biur, wreszcie słynne osiedle dla biedoty. Procentowo ani Rockefeller, ani Bill Gates nie osiągnęli pułapu 2% pieniędzy z całej planety, a Flugger owszem. Ich rodzina zyskiwała wpływy, kupowała tytuły, sponsorowała cesarza, inwestowała w informację i reklamę.
Powiem szczerze, Augsburg ma sporo do zaoferowania. Począwszy od systemu wodnego wpisanego w 2019r na listę UNESCO. Do lat 70 tutejsze kanały zakrywano tworząc parkingi, dzisiaj są w całym mieście, a woda mając 30 stopniowy spad wartko płynie przez miasto. Mają ponad 500 mostów, więcej niż w Wenecji. Niestety nie aż tak malownicze, ale sama część miasta z tymi kanałami jest bardzo malownicza i dość turystyczna: knajpy, lodziarnie, żywe miasto. W pejzażu zachowało sie kilka bram miejskich. Centrum bardzo zadbane z 3 dużymi fontannami: Augusta - założyciela, Merkurego - patrona handlu i złodziei, Herculesa. Pięknie odbudowane kamieniczki z XVI-XVIII wieku. W 1944 roku miasto zbombardowaliśmy. My, alianci. Niemniej jest przyjemne, schludne, dobrze utrzymane. Szukając śladów Fuggera trafiłam do katedry, bazyliki, kościoła św. Anny z muzeum luteranizmu, oglądałam słynne kamieniczki i dawne siedziby Fuggerów. Ujeło mnie Fuggerai, do dziś czynne miasteczko dla ubogich otoczone murem. Taki malutki Nikiszowiec. Każdy dom miał inny dzwonek, żeby można bylo po ciemku namacać swoje wejście po pijaku:) Za roczny czynsz wynoszący 0.88 eurocentów mieszka tam 150 ludzi, w latach 60 nawet 300. Czemu tak mało? Mają obowiązek modlić się 3x dziennie za dobrodzieja: rodzinę Fluggerów. Nawet pradziad Mozarta tam mieszkał, bo budował to osiedle. Ma ono swoje tradycje. I choć ucierpiało w bombardowaniach, to jest urocze. Naprawdę warto wydać 8 eur na wstęp. Odwiedziłam też synagogę: kolejna inwestycja (6 eur). Wnętrze jest wspaniale utrzymane czarno-zielone z eleganckim wzorkiem robiącym wrażenie złotego. Wejście jak na lotnisko, a bagaż i tak trzeba zostawić w przechowalni. W nim małe muzeum z przedmiotami kultu żydowskiego jak tora, listy ludzi z dawnej diaspory, przedmioty codziennego użytku, jarmułki. Wraz z biletem dostałam książeczkę o historii diaspory i dowiedziałam się, że pan Juliusz Spokojny z Miechowa był tym, który zebrał po wojnie diasporę i stworzył na nowo wspólnotę. Po II wojnie wróciło do Augsburga 25 Żydów, 1000 wywieziono, od 600 do 1000 uciekło. Potem rozpierzchli się po Stanach, Izraelach i innych krajach. Od lat 90 XX wieku dzięki przybyciu wyznawców z Rosji gmina znowu rośnie. Niemniej stosunki miedzy Żydami i Niemcami zawsze były skomplikowane i pełne zazdrości i konfliktów, począwszy od pogromu w 1348 roku. Dzisiaj miasto jest multikultutowe, za to dzieciaków i kobiet z wózkami nie brakuje. W tramwaju ciągle stoją po 4 wózki i pare dodatkowych dzieciaków wokoło. Kebaby dominują nad restauracjami, za to jest tanio jak na Niemcy. Hotel mnie kosztował 53 eur przez Agodę, ścisłe centrum, ibis. Zdecydowanie nacieszyłam się tym pobytem. Tymczasem pędzę dalej w ulewie flixbusem na zachód. Za tydzień odwiedzę Augsburg z grupą, już się cieszę. Uświadomiłam sobie, że moje 2 godziny pracy są opłacone 60000 kroków w 2 dni, nie licząc kosztów przejazdu, noclegu, jedzenia, biletów wstępu, zakupu przewodników i kasiążek. I wiecie co? Ani trochę nie żałuję. Jedna sugestia i zrobię rewolucję z noclegiem tranzytowym w Augsburgu. Coś czuję, że ta Bawaria jeszcze mi się przyda...
Komentarze
Prześlij komentarz