Włochy: Barokowe Lecce i malownicze Otranto

Muszę przyznać, że nie do końca przekonuje mnie Lecce. Można się tu zachłystnąć barokiem, ale nadmiar ludzi mnie zabił. Może za mało miałam czasu na docenianie zaułków i kawę, nie wiem. Niby wszystko było: słońce, lazurowe niebo, lśniące w słońcu fasady, tradycyjne figurki z papieru. Nie czuję tego miasta. Czyste, dostojne, bogate. Nic mu nie brakuje. Nie wiem czemu, ale zakochać się w nim nie potrafię. Zjadłam parmiggianę, zapiekankę z mojego ukochanego bakłażana, bardzo popularną i nadal nic. 

Za to nadmorskie Otranto mnie ujęło kolorami. Tu można siedzieć i patrzeć w dal. Coś 80km dalej Albania. Ciekawe czy z widocznych gór oni obserwują włoski brzeg? Ja po prostu kocham wiochy.... Zamówiłam caffè lecchese z migdałowym mlekiem i lodem. Fajne połączenie. Uliczki zachwycają ceramiką, skórzanymi butami, biżuterią. Takie bardzo włoskie, żywe kolory. Człowiek mógłby nakupić tego pół sklepu. Czasem wchodzi się do sklepu, to ładne, tamto też i się wychodzi. A tu stoisz z uczuciem, że jak nie kupisz, to pożałujesz, podoba się wszystko. Wiesz, że nie potrzebujesz talerza, kubka, łyżeczki, ale stoisz i wybierasz i myślisz... Jak już wychodzisz, to z bólem.  Woda ma kolor delikatnie seledynowy, wpadający nieco w zieleń. Trudno oderwać wzrok. Do tego biała zabudowa miasta robi wrażenie schludnosci i porządku. Chyba jednym słowem bym to określiła jako "śliczne". 





























Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem