RPA: Hipki z St. Lucia

Po co jechać na Cape Vidal? No ja na bieganie w dziczy. Dzisiaj zaliczyłam 10km pośród stad koczkodanów i guźców. A zaczęło się od wyzwania Garmina: wczoraj- dzisiaj lub jutro mam przebiec 10km. Wczoraj cały dzień w trasie. Jutro też będzie kłopot z czasem. A tu nocą grasują albo bandy złodziei albo hipopotamy. No to wolę hipki. Tylko, że ciągle śpię po 6h. I mam małą motywację do wstawania jeszcze wcześniej niż o 6h. Jednak dzisiaj się zmobilizowałam i tę dychę zrobiłam. RPA budzi we mnie mieszane uczucia, boję się tubylców, bo mogą wyskoczyć z nożem i każdego traktuję jako potencjalnego agresora. Mijał mnie dzisiaj samochód pośrodku niczego: strach. A jak mnie napadną? Niby nic mi się nie stało, póki co. No może niezupełnie nic: zniknęły mi 3 srebrne pierścionki z podręcznego w niewyjaśnionych okolicznościach... Nikomu nie ufam. Chodzę z kasą na sobie, ale przynajmniej nie będzie sytuacji, że ktoś mi zabierze, a hotel powie, że to "trzeba udowodnić". 

Zatem biegałam po mieście razem z psem i 2 guźcami oraz nieco dalej, bliżej parku Cape Vidal pośród koczkodanów. One na widok guźców zwiewały, a ja nie wiedziałam czy taka świnia zareaguje jak dzik i jak podniosę ręce to się przestraszy czy zaatakuje. A tam nie ma gdzie uciec. Po obu stronach drogi gęsty las z hipopotamami pod każdym krzakiem i krokodylami gdzieniegdzie. Nie wiem czy gorsza dżuma czy cholera. W jednym momencie miałam po guźcu z każdej strony drogi, a dodam, że mało uczęszczanej i musiałam biec środkiem. Guźce były najwyraźniej zdezorientowane, jakby same kwadrans wcześniej  nie biegały w St. Lucia też samym środeczkiem. 

Urok tej miejscowości polega na bliskości hipków, które nocą włóczą się po mieście, a że wychodzić lubią obok mojego hotelu Elephant Lake, to zwykle zahaczają o basen i chlor im nie przeszkadza. My też pijemy coca-colę, choć wiemy, że nie jest najzdrowsza. Na szczęście hipki nie pływały w basenie. Widok 4 gigantów spacerujących powoli i z godnością po parkingu robi bardzo nierealne wrażenie. Nam się to kojarzy z dzikami, tylko, że hipopotam waży półtory tony! W wodzie porusza się do 30 km/h, ale na lądzie nawet 45-50. Dzisiaj w rzece była rodzinka z maluchem, który musiał wspinać się na mamę. Różowiutki nie ustawał w wysiłkach, żeby się utrzymać na jej grzbiecie. Mama karmi go pod wodą, ale tam może pozostać do 6 minut. A głęboko było. I mały co chwilę wynużał się i wdrapywał na jej plecy. Były też hipcie na brzegu, w całej okazałości. To akurat w dzień jest rzadkie. Mają wrażliwą na poparzenia słoneczne skórę. Wieczorem czekaliśmy czy znowy wyjdą nad basen, ale nie każdy dzień jest świętem. Za to na Cape Vidal żyje 10 nosorożców i wypatrzono aż 6, w tym takie przydrożne, zatem dziś też był dzień szczęścia. Jutro Durban, Kapsztad i powrót. Ciekawe kiedy tu wrócę...














Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem