RPA: Park Krügera megasafari

A co tam w kwietniowym RPA? Tutejsza jesień oferuje nam kwitnące ostrą czerwienią tulipanowce i drzewo fioletowo obsypane dużymi kwiatami: impala's lily. Jacarandy to październik, ale teraz też jest fajnie. Johannesburg powitał nas ulewą z dziurami w sam raz na zwiedzanie. No nie jest to urocza mieścina. Ważne historycznie miejsce, ale dość ponure, mimo strań, by omijać najgorsze slumsy, nadal posępne. Centrum toczy czas przeszły. Mimo złotych i diamentowych uniesień, to dość bura aura miasta niestety jest pogłębiona przez szare chmury i opady.  Kolejny dzień z rana też dżdżysty. A od południa: znaczne przejaśnienia i wreszcie jestem w tej Afryce, która jest przyjemnie ciepła. Temperatura podskoczyła z 16 do 21, a jak zjechaliśmy z płaskowyżu to już pod 30. No wreszcie. 

Dzisiaj Trasa Panoramiczna. Po opadach dużo wody w rzekach, wodospady kipiące spadającymi strugami. Jest coraz cieplej i choć nie ma jeszcze 9h, już sporo ponad 20 stopni. Dzisiaj dzień przyjemności: z rana góry, kaniony, uskoki i widoki, a popołudniu safari w parku Krügra. Może teraz uda się spojrzeć przez Okno Boga! Tam zazwyczaj mgła. Po deszczu mamy znakomitą widoczność. Mega. Widokówki katalogowe z RPA. No ostatnio na Trasie Panoramicznej miałam zupę mleczną. A dzisiaj: bajka. Superwidoczność. W dole rzeka, my na urwisku. Zielono, soczyście. Majestatyczne ściany dumnie pozują nad kanionem. Okno Boga: na pewno było widać i Park Krügera, i Mozambik. Wspaniałe światło do zdjęć, ale żadne ujęcie nie odda tego, co na żywo. 



Czyż nie katalogowo?





Gomphocarpus physocarpus








Powyżej osłona na penisa oraz roślina: old man's balls. W dotyku miękkie kuleczki. Ciekawa nazwa.

A to był dopiero początek przygód. Na dojeździe do Parku Krügera droga zamknięta przez jakiś strajk. I co? Trasa okrężna. Zamiast 30 min przez park, musiałam dojechać naokoło do innej bramy. Potem 90 minut wycieczki autokarem przez park. Co myśmy zwierza się naoglądali! Początkowo pusto, pusto. A potem się zaczęły emocje: z 4 stada zebr, także na drodze.  Spora grupka guźców, dalej druga rodzinka. Żyrafy z 3x się pojawiły. Były i słonie. Nie jakieś liczne, ale piękny samiec o wielkich ciosach wdzięcznie pozował. Tu 2, tam 3, tam znowu kilka. Było tego więcej. Impale w tym parku są gwarantowane, zatem nawet się nie zatrzymywaliśmy. Mnóstwo. Widzieliśmy gnu i parę innych antylop. Na bogato. A potem znowu kawał trasy nic. 

Dojechaliśmy do bazy w środku parku na 15h, szybki kwaterunek i wyjazd na, już oficjalne, safari organizowane przez zarząd. Jakoś ogromu zwierząt nie było, ale pojawiły się nowe: rodzina lwów z młodymi grzejąca się na skałkach. A potem jeszcze fajna parka kotów tylko dla nas. Nasz ranger nawet zjechał nieco w dróżkę, co jest zakazane, ale fajne lwy były. No i trochę pościgaliśmy hienę. Duża bestia.

Jutro kolejne oficjalne safari i potem wyjazd z parku, co też planuję dłuższą trasą. 
























Wtyczki i prąd w RPA

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem