Wenezuela: Barrio Caracas


Nie wiem dlaczego turystę zawsze pociąga brzydota. Niby szukamy cudownych miejsc, pięknych, ale to co paskudne też nas jakoś przyciąga. Powiedzą: nie idź, omiń, bo Cię okradną, zabiją, postrzelą, a nas i tak ciągnie do slumsów, faweli, barrios. 

Caracas to jednak barrio pod kontrolą. Spędzamy tam fajne popołudnie. Parę lat temu powstała taka inicjatywa, żeby do dzielnic nędzy ściągnąć masową turystykę. Niby niebezpiecznie, ale mamy ochronę miejscowych i spokojnie możemy się poruszać po ściśle określonych ulicach. Grupą. Dodam, że dzielnica jest udekorowana muralami. Jest co fotografować. 

Idziemy zatem do kolejki linowej z 2004 roku, jak mówi przewodnik lokalny, teleferico. Tylko nart nam brakuje. Wsiadamy do czerwonych wagoników i suniemy w górę. Wygląda to nieźle. Dachy z blachy falistej, murowane, choć nieotynkowane domy, często po 2-3 piętra. Wysiadamy z wagoników. Wokoło schludnie, czysto, w końcu jest tu i prąd i kanalizacja. 

Nagle pojawia się zespół muzyczny i w rytmie bębnów idziemy sobie przez kolorową dzielnicę. Wszyscy wiedzą, że to turyści. Ludzie wychodzą z domów i nam kiwają. Mamy poczęstunek: empanada, napój owocowy, może i łyczek nalewki. Jest wesoło. Te rytmy zmuszają nas do tańca. Ludzie wychodzą na ulicę, matki z dzieciakami stoją na balkonach. Kiwają, śpiewają, poruszają się w rytm muzyki. 

Myślę, że eksperyment z spacerem po dzielnicy slumsów udany. Jest to dobrze przygotowane. Dodam: w środku dnia. Jemy, pijemy, tańczymy. Poniżej parę fotek.






















Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem