Kuba: Czekanie

Nie jest łatwo żyć w ciągłej Rewolucji. Dlatego Kubańczycy do perfekcji opanowali czekanie. Są cierpliwi. Nie zniechęcają się. Ich życie pod przewodnictwem Partii stanęło w miejscu wraz z embargiem i tak oto mijają kolejne lata, a oni nauczyli się, że cnota cierpliwości w tym kraju jest niezbędna do przetrwania. Niczym dziesiątki pomników stoją i ćwiczą się w cierpliwości. Ich wzrok patrzy gdzieś daleko, szuka zmian, a te idą i idą, zwykle są to zmiany na gorsze. Mają 3 opcje: iść z Partią, zostać jej przeciwnikiem albo uciec. 

Są jak Che na pomniku nad swoim mauzoleum w Santa Clarze: niby w ruchu pozornym, ale wokoło mało co się zmienia. Między śmiercią Fidela Castro w 2016 a emeryturą jego brata Raula, pojawiła się nadzieja. Nieśmiała. Państwo powoli się otwierało na turystykę, na business, ale zanim ktoś się zdażył wzbogacić, ograbiało go licznymi ograniczeniami, by nikt nie został czasem milionerem.   

Tymczasem Donald Trump zaczął nękać Kubę restrykcjami, ustawił ją obok dwóch karniaków: Wenezueli i Nikaragui. Cofnął historyczny wiatr zmian Baracka Obamy. Lada dzień mieli się pojawić amerykańscy turyści, nagle wszystko padło. A Kubańczycy nadal czekają. W latach 90 upadło ZSRR, a kraj stracił dotacje wspierające Rewolucję, życie zaserwowało gorzką pigułkę. Jak ma trwać Dobra Zmiana bez pomocy z zewnątrz, przy embargu? 

Sześć dekad pod okiem braci Castro, pilnujących wszystkich i wszystkiego, to była Rewolucja. Po zwycięstwie 1959 roku każdy odczuł socjalistyczny uścisk "dobrobytu". Koniec z własnością prywatną, żadnych zbytków. Ten kraj jest inny: brak reklam, prócz partyjnej propagandy, nie nęka nikt nikogo przez telefon ofertami, rum kosztuje grosze, ale kto chce przetwać, musi kombinować. Im więcej zakazów, tym większa pomysłowość Kubańczyków. Dlatego stare samochody wciąż są na chodzie, każdy handluje wszystkim, sprzedają i cygara (pozyskane z legalnego źródła nielegalnymi metodami albo samoróbki z byle czym, liść to liść) i używane buty, sukienki, torby, kapelusze, widziałam nawet umywalkę, stoiska obwoźnych sprzedawców warzyw są rzadkie, za to lokalne wyroby z recyklingu puszek, butelek czy pestek pomalowanych farbą zamiast paciorków: powszechne w miejscach turystycznych. Moja kolekcja pstrokacizny na ręce urosła do chyba już 20 sztuk, więc część zdjęłam. Trudno jednak sobie odmówić podróżniczych trofeów. 



Maluchy u nas rzadkie, tu dość łatwo je wytropić


Nikt nie wie o co chodzi...



A tu się schowało oko Saurona!
Wielki Brat czuwa pilnując Rewolucji!


Stare, a jeździ


Uliczny stragan


Połączenie sztuki i obskurnego wnętrza walącej się kamienicy: ten kontrast jest synonimem Kuby. Na zewnątrz taka urocza,  nawet turystyczna, a w tle komunizm. Warto zajrzeć za zasłonę, żeby zrozumieć Kubańczyków. 


Che jeszcze spogląda na plac, każde dziecko chce być jak On, bohater.


Czasem się popsuje


Flaga dumnie łopocze pod Mauzoleum Che

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem