Zielony dom: Centrum ogrodnicze Żory, nowe roślinki

Sobota, upał. Mnie jednak nie w głowie wyjazd nad wodę, wykorzystuję męża, żeby zdobyć nowych przyjaciół. Jedziemy do Żor, gdzie znajduje się Green House, centrum ogrodnicze. W internecie mają bardzo profesjonalną stronę, ale oferta jest podejrzanie krótka w stosunku do zdjęć wnętrz, dlatego postanowiłam sprawdzić co to jest i jak to wygląda. Szczególnie interesują mnie rośliny kolekcjonerskie i filodendrony.

Centrum jest potężne, gadżety typu szklane wazony na oplątwy na samym wejściu robią świetny efekt, ale ceny są dość zawrotne. Są działy nawozowe, ogrodnicze. Te pomijam. Prócz nas kręcą się tam może z 4 osoby, jest luźno. Mnie interesują monstery variegata alba, które są na stronie. To dość istotne, bo chciałabym, żeby liście były pół-białe, a nie w tyci kropki. Niestety nie spełniają oczekiwań. 

Filodendrony są wyrośnięte, ceny podobnież. Tych roślin raczej nie wysyłają pocztą. Za to jest okazja, żeby zobaczyć na co wyrosną poszczególne gatunki. Filodendron Narrow Escape jest gigantem rosnącym wszerz, pnący filodendron Micans z kolei nie wygląda tak dobrze jak na zdjęciach. Są poszukiwane przez mnie storczyki, ale miltonie czy cambrie są pod 100 zł i niestety wyglądają... wyprzedażowo. Stosunek jakości do ceny nie powala. Mam przedziwne wrażenie, że połowa towaru zasługuje na obniżkę ceny. Obsługi więcej niż klientów, ale panie zajęte pogaduszkami na kasie nie przeszkadzają w rozglądaniu się. Ogólnie jest raczej drogo, więc nie dziwię się, że wszystko tam tak poprzerastane, a nabywcy nie pchają się drzwiami i oknami. Nawet trzykrotka fioletowa Nanouk w wersji XS to 20 zł.

Ostatecznie zdecydowałam się na jeden egzemplarz: peperomia argyreia, srebrzysta. Ma liście przypominające arbuza i jedyny egzemplarz na allegro kosztuje 139 zł. Tu to 33 zł, jakość taka sobie, ale znośna. Ma dużo listków, jak połowę wytnę, będzie z pewnością lepiej wyglądać. Takie kółka na patyku, trochę jak pilea. 

Czuję jednak niedosyt zakupowy i jadę do Obi w Rybniku. Towaru wyraźnie ubyło od ostatniej wizyty. Nagle dojrzałam coś gigantycznego: filodendron FUN BUN. Ogromny. Nawet nie pytam o cenę, ale już wiem, że całkiem niedługo taki sam, ale w mini rozmiarze u mnie zamieszka. Świetny jest. Ostatnio go jakoś pominęłam. 

Moją uwagę zwraca coś, co biorę za odmianę hoyi, ale to eschynantus RASTA, do tego kwitnący, bardzo bogaty i kosztuje znośnie (47 zł w przecenie). Takiej urodziwej rośliny, wtak doskonałym stanie,  za takie pieniądze w internecie nie kupię. Jedziemy więc razem do domu, gdzie zajął bardzo atrakcyjne miejsce nad bromeliami w kuchni. Każdy ma swój sposób na sobotę, mój był zielony. 




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem