Tanzania: Pierwszy dzień na Zanzibarze

Do hotelu dotarłam o 23h. Kolacja czekała. Już pierwsze wrażenie było egzotyczne: dachy budynków kryte strzechą, bardzo efektowny klimat. Obsługa nas odprowadzała do pokoi. Napiwki po 5 dolarów, z braku drobnych, zapewne podobały się chłopakom. Na to liczyli. Niestety tu nie są przygotowani na łóżka oddzielne, same małżeńkie plus dostawka. Nad łóżkami moskitery: faktycznie komary żrą. Nawet nie zdążyłam zjeść kolacji. Mieli mi skopiować paszporty, ale w końcu pogubili kopie. Bajzel. Grupe wysłałam na jedzenie, a ja walczyłam o odzyskanie dokumentów. Nie zgadzało się naturalnie kto z kim śpi, bo ekipa do końca zmieniała opcje. I w sumie wszystko tu było w trybie ruchomym. Wycieczki pracownicze mają swoją specyfikę. Mam tu na szczęscie oficjalną kierowniczkę od zatwierdzania budżetu i to mi znacznie ułatwia życie. 

Rano było lekko pochmurnie, wiało. Jak świeci słońce, to w najciemniejszych okularach jest aż za jasno. Plaża zachwyca białym piaskiem. Parę osób o świcie było już na nogach spacerując po plaży. Ja poszłam spać przed 2, więc nie było opcji wstać o 6h. 

Od rana, jak tylko zjadłam naleśniki z dżemem z marakuji i dojrzałe mango, ruszyłam odkrywać centrum spa, siłownię, umiejscowienie dodatkowych restauracji. Dzisiaj mamy kolację w afrykańkiej. Na plaży podział: kreska oddziela część dla turystów od tej ogólnodostępnej. Stoją strażnicy. Nikt nas nie okradnie. Rewelacja. Sprzedawcy nie pchają się między leżaczki zadaszone parasolkami.  Hotel działa od tygodnia: właśnie rozpoczął się sezon turystyczny. Mam wybór basenów z słodką i słoną wodą. Rajsko. Do tego cudowne owoce i spory wybór drinków. Naprawdę fajny hotel. Co prawda doniesienie dodatkowych prześcieradeł jest kłopotliwe, 4x się upominam. Komuś dostarczyli, innym przywlekli kołdrę... nie do końca tu wszystko działa. Są dość pole pole, hakuna matata. No Afryka, czego się spodziewać? 

W egzotycznym ogrodzie słychać ptaki. Jutro nas czeka wizyta w stolicy i pośród żółwi. Ogólnie, nie mam uwag. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem