Tanzania: Ocean Discovery na Zanzibarze

Kiedy znajomi zobaczyli zdjęcia zapytali czy już jestem w niebie. Fakt: takich kolorów należy się spodziewać w raju. Jak smakuje zatem życie na Zanzibarze? Dla nas świeżo ściętym ananasem, soczystą marakują, słodkimi czerwonymi bananami, otwieranym na statku kokosem... no może jeszcze ośmiornicą, homarami, krewerkami, tuńczykiem, kalmarami. Zachwyca nas ten archipelag. Mieszkańcy jednak nie mają tak słodko, zarabiają ze 150 dolców na miesiąc, a życie kosztuje. Jak widzimy transport publiczny i poupychanych ludzi oraz towary w ciasnym, niskim busiku, to aż nam się robi nieprzyjemnie. Dla nas jednak same rozkosze: wokoło palmy, nieco ryżowisk, asfaltowe drogi zbudowane przez Turków, skromnie, ale nie taka bieda jak na Madagaskarze. 

Wsiadamy do łodzi dhow, nad nami rozciągnięto nawet daszek. Płyniemy na silniku z 30 minut i plum do ławicy rybek. Snurkowanie w ciepłej wodzie. Z łodzi też widać kolorowe ławice. Potem wpadamy na kolejne 30 minut kąpielowo-fotograficzne na znikającą wyspę: łachę piachu pośród rajskiego turkusu. Instagram się zagotuje od tych sesji. Modelki prezentują to prawy, to lewy profil. Tu poprawiamy pareo, tam wyciągamy z wody rozgwiazdy, obłędne miejsce. Delikatne fale. Tu możnaby dłużej posiedzieć, ale czas płynąć dalej do naturalnej zatoki pośród mangrowców. Tu woda chłodniejsza. Kolejne pół godziny pluskania. Czas na obiad. Po drodze oglądamy stary baobab, a pod nim chłopaka z krabem palmowym. Potwór z oceanu! Pstryk, pstryk i hop, hop, hop na mniam, mniam. Tu morska uczta z owocami morza. Mi brakuje piri piri: ukochanych piekielnych papryczek, co są u nas w hotelu 1na kolacjach. Mam tylko ostro czerwony sos. Potem czas na zakupy kolorowych pareo za 7 usd i wracamy. I dzieje się magia...

Daszek znika. My rozsiadamy się na łodzi i nagle rozwijają żagiel dhow. Wracamy żaglówką! Czad!! Niesamowite wrażenia. Łódź pruje fale, przechyla się ostro, oj, są emocje. Pstryk, pstryk. Docieramy do brzegu. No powiem, te morskie przygody w rytmie wiatru były cudowne. To na pewno zrobiło wrażenie. Tradycja i moc wyścigówki. Tak zapamiętamy Zanzibar. A póki co... bar. Zanzi-bar. 













Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem