Ekwador: Isla Lobos


Witamy na San Cristobal. Będzie krótko... W centrum miasta lwów morskich hurtownia, samice karmiące maluchy, groźne samce alfa, zatem płyniemy dalej, by posnurkować w kanale między San Cristobal a Isla Lobos. Spokojne wody. Jakimś cudem nie padało, choć zlało nas przez kwadrans podczas przeprawy z Santa Cruz i wszędzie widać strugi wody płynące z ciemnych chmur. Lało niedługo, rejs trwa 2h, ale suszenia mamy na 2 dni. 

Co do wyprawy na Isla Lobos: dziś dopisały fregaty, było parę żółwi, kilka głuptaków, pełno lwów morskich. I bawiły się z nami. Kogoś jeden dotknął płetwą, innemu pod nogami przepłynął. Na dnie żerowały iguany morskie. I chyba one były hitem. No i ławic kolorowych ryb było sporo. Bardzo udane surkowanie. Zdecydowanie polecamy. 

Tymczasem dzisiaj mamy dzień amnezji: każdy coś gubi, zapomina, nie wiem czemu akurat dzisiaj taka kumulacja. Ja zostawiłam mój kapelusz w hotelu na półce: o 5 rano go nie zauważyłam, bo ma kolor ściany i choć od wczoraj wiedziałam, że jest ryzyko, że go nie dostrzegę, to go nie położyłam na torbie. Zatem z portu się przebiegłam 1.5km w 2 strony z rana. Ledwo zdążyłam na statek... Uważam, że dolecialam w sam raz, ale już wydzwaniali za mną, żebym podkręciła tempo. Potem Stachu zostawił kurtkę w busie transferowym. A wieczorem zadzwonili, czy ktoś na statku nie zapomniał "electronic device": nie wiadomo czego... I okazało się, że to Paweł pożyczył od Moniki e-papierosa. I był łaskaw go zgubić. I przywiozą go do hotelu. No taki dzień, co począć? Wszystko dobrze...












Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem