Brazylia: Absurdy dnia codziennego

Dzisiaj postanowiłam zebrać najdziwniejsze sytuacje tygodnia, bo Brazylia potrafi zaskoczyć. 

Zacznę od sejfu. Bezpieczeńtwo nie jest mocną stroną Salwadoru. Zrywane łańcuszki są normą, wychodząc z hotelu ostrzegają nas lub wręcz odradzają wieczorową porą wyjście na miasto, zatem w pierwszy wieczór po przylocie postanowiłam schować torebkę i telefon do sejfu. Wychodziłam na 30 minut biegania, ale było późno, więc po co ryzykować. Planowałam siłownię, jednak odmówiono mi otwarcia po 22h, zatem pozostało mi rozprostowanie nóg na promenadzie. Wychodzę. Torebka i telefon zabezpieczone. Wracam. Padła bateria w sejfie. Schodzę do recepcji: gość mówi tylko po portugalsku i udaje, że nie rozumie. Sejf? Rano. Tylko jak wstać bez budzika w telefonie. Pamiętacie film "Miś" i gadanie do szafy? Ten absurd musiałam przerobić w praktyce. Gadam do sejfu: "Hej google, ustaw budzik na 6h". Cisza. Powtarzam głośniej. Cisza. Już odchodzę kombinując jak ja rano wstanę, nagle głos z sejfu zawiadamia: "Budzik na 6h, zrobione". Nie macie pojęcia jaka ulga. Asystent google, dzięki Maciek! Wstałam o 5h30... Schodzę do recepcji. Ten sam gość bez angielskiego. Idę na śniadanie, koło 7h znalazł się przewodnik: tłumaczę mu, że mam problem z otwarciem sejfu. Czy zapomniałam kodu? Nie! Bateria padła. Tak, tak zaraz zrobią. Za 6 ponagleniem o 7h45 wparowało 2 panów z sprzętem i odpalili zegar w sejfie. Obyło się bez detonacji. 7h59 schodzę na recepcję. 8h wyjazd. Nie jest łatwo.

A to był dopiero początek. 

Wydaje się, że 16 osób to mało, jak się prowadzi 50 osobowe grupy w Paryżu, ale nie w Brazylii. Spacerujemy po mieście i powoli zgrywamy się w jedną ekipę. Jednak prawdziwym wyzwaniem okazały się przeloty. Okres karnawału: wesoło, ale drogie bilety. Kupili nam lot o 4 i 6 rano. Pierwsza grupa śniadanie o 1h, druga o 3h. Prosiłam o paczkowany suchy prowiant. Nie, musi być "śniadanie". Nie wiem jaki geniusz to liczył, ale coś poszło nie tak... Jak zadzwoniłam do kontrahenta, to mnie ochrzanili, że czego ja się nie spodziewałam w środku nocy. Szczerze: wyspania się. 

Jak już trafiliśmy wszyscy na lotnisko po przylocie do Rio i się spotkaliśmy, zostało nam tylko radosne odkrywanie miasta. 3 dni to wydaje się sporo, na Rio to i tydzień by się przydał. I nie wiem jak to się udało, ale cały program był w świetnej pogodzie, choć wieczorami przechodziły strasznie głośne burze. 

Pozostało tylko ustalić skąd lecimy do Foz do Iguaçu, bo w dokumentach co innego niż na biletach. Sao Paulo jest od Paraty tak samo daleko jak Rio, ale chyba ma znaczenie skąd kupiono lot, czy się czepiam? Może nie ma? Tak, to jednak Rio. Mam wiedzę, zatem do dzieła! Wykonanie: jak czas przejazdu to 4h30, to ile godzin wcześniej wyjechać? Sezon burz, zalanych ulic, lokalnych powodzi i karnawału? A Rio jest nieprzywidywalne. Szczerze: zawsze jest źle. I jak się spóźniasz, i jak jesteś za szybko, bo nic się nie dzieje. Wyszło na spokojnie, choć momentami robiły się korki stojące i faktycznie lało. 

Czy mają Państwo paszporty? Taaa- odpowiadają znudzeni turyści. Codziennie to samo. Ile można? Dorośli jesteśmy! Za kogo nas masz? Właśnie przed chwilą napisała mi Zuza, że jej pani zostawiła dokumenty w sejfie w Paraty. To hotel je znalazł i zadzwonił. Jadą właśnie za nimi taksówką do Rio. Będę was odsyłać do tego posta za każdym razem jak będziecie mi buczeć na pytanie o paszporty!

Tymczasem u mnie karnawał w Salwadorze, hotel rozdaje zatem prezerwatywy: męskie i żeńskie.  Człowiek całe życie się uczy. Możliwe, że wieczorem podjedziemy do centrum, bo zorganizowałam od firmy busa gratis dla moich turystów. Nie za darmo: overbooking w hotelu i na ostatnią noc nas przenoszą. 

A miało być tak pięknie, beztrosko, spokój i plażowanie. Zawsze ktoś musi mi przypomnieć, że nie jestem na wakacjach? 

I wtedy dojechałam do normalnego hotelu w standardzie europejskich 4* z czajniczkiem, ekspresem do nespresso, zaopatrzoną lodóweczką, klimką nie włącz/ wyłącz (działa albo nie), ale ustawianą na temperaturę. Normalność. Siedzę nad filiżaneczką kawy, jak w domu i rozmyślam w co ja się wpakowałam, żeby obiecać wypad wieczorny na karnawał w tłumie ludzi. Ja i impreza masowa. Po co mi to? Z zagrożeniem epidemicznym dengą... Jak już się powiedziało A, trzeba dojść ro Zet. 



Komentarze

  1. Jesteś operatywna dziewczyna . Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem