Włochy: Burza nad Wenecją z zagubionymi turystami

Jak już jedziesz rano do Wenecji i widzisz w prognozie burze, ulewy, a google krzyczy, że sytuacja kryzysowa to co może pójść nie tak? Na początek przewodniczka przyszła aż pod statek i zabrała mi 25 osób, pozostałe 10 miały mały, ale jakże oryginalny spacer ze mną pod Rialto, gdzie wymieniałam grupy. Zdradziłam moje tajne szlaki bez turystów. Oddałam tę część miasta, gdzie kocham się zgubić w wolnym czasie z dala od zgiełku.  

Opcja, że wszyscy, choć podzieleni, zwiedzamy z polskim przewodnikiem, a nie z tłumaczeniem jest jednak sensowniejsza. 

Kiedy pierwsza grupa skończyła zaproponowałam, że zaprowadzę ich pod San Marco, żeby nikt nie miał wątpliwości gdzie iść. Poszły ze mną 4 osoby. Reszta zdecydowała się na samodzielną eskapadę. Wracam na San Marco, a plac po kolana w wodzie. Zdjełam buty i brodząc jak flaming dotarłam na drugi koniec placu, gdzie odebrałam drugą część ekipy po zwiedzaniu. Po drodze mieliśmy 5-minutowe oberwanie chmury, ale jak na prognozy, to i tak było znośnie. Około 16h przyszła chmura burzowa i przestało być dobrze. Lunęło jakby Bóg chciał piekło zgasić. 

I wtedy zadzwonił pan, który się zgubił. Proszę o podanie telefonu Włochowi. Hotel Vitello okazał się hotelem Vecellio. Szukam na mapie. W całkiem innej części Wenecji niż być powinni. Musieli dotrzeć vaporetto, czyli tramwajem. My płyniemy, a oni czekają. My wysiadamy, a oni puszczają tramwaj, bo jest full i muszą czekać na kolejny. Tłumaczę, że to jutro możesz być Ty czy Ty. Czekamy godzinę. Leje. Współczuję zagubionym stresu. Idę po kolana w wodzie przez parking szukając gdzie to vaporetto na Piazzale Roma dopływa. Są. Uratowani. Kierowca odbiera mnie 600 m dalej i pędzimy na kolację. W międzyczasie hotelarz mi grozi: kolacja po 21 oznacza, że muszę mu dopłacić! Dojeżdżam po 19h. Nawet udało się zakwaterować przed karmieniem. Uff. 

Szkoda mi tej zagubionej pary, bo to "wina żony", źle prowadziła. Dzisiaj im odpuszczę, jutro uświadomię, że to jednak po połowie. Piazza San Marco: można było sprawdzić w google, skoro mieli internet. Grupa gratuluje mi nerwów, że podeszłam do tematu rutynowo. A to pierwszy raz gubi się turysta?

 





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem