Bieganie: Majowe wędrówki

Maj się zaczął dynamicznie. Norma kroków rzędu 10000 mnie nie wzrusza. Dziennie chodzę z 30000, razem z bieganiem. Chyba przestało to wszystkich dziwić, że co 2 dzień ide latać po lesie. Nie jestem może demonem prędkości, ale sportowe życie otwarło mi nowe okienko znajomości. Nagle odkrywam ile osób wokoło się rusza. U mnie zmianą zasadniczą jest to, że nie odpuszczam i nawet jak pada, to idę biegać. Może być zimno, może sypać śnieg, a ja robię swoje. Od listopada! Przy okazji jestem wyrzutem sumienia dla kanapowców, dla których spacer ogranicza się do wyjścia po bułki do pobliskiego sklepu. Dopiero obserwowanie ilości kroków uświadamia mi, że są dni, gdy bez determinacji robiłabym z 3000 kroków. Stanowczo za mało. 

Wczoraj miałam dzień wyzwania. 50000 kroków od kilku dni było w moim zasięgu. Zasadniczo robiłam ponad 30000. Jednak wczoraj uparłam się dociągnąć do 50000. Ile to w kilometrach? 29.9 km! Ostatnie 5000 było ciężkie. Nie miałam siły iść, więc biegłam.  Tym bardziej, że dostawałam wiadomości, że pilnie i szybko mam wracać, bo jest noc. Ile ja mam lat, żeby chodzić spać z kurami? Skończyłam przed 23h. Pomyśleć, że maraton to ponad 42km! Naprawdę nie planuję. 

Dzisiaj odpoczywam, czyli wstałam o 4h na pociąg o 5h36:) Czas zająć się robotą! Zatem od 9h siedzę na Okęciu i oczekuję na Air France. Czeka mnie 5 dni między Łodzią a Sieradzem. Tam to sobie odpocznę! W piątek: event spacerowy, czyli 5 km do przejścia pieszo. Ktoś się podejmuje? No i od kilku dni wirtualnie maszeruję do Santiago de Compostela. 784km. Przeszłam już 105.4km w 6 dni. Ja nie dam rady? Jak już przejdę wirtualnie może rzeczywiście się wybiorę na jakiś dłuższy spacer przez Europę...



Od zera do bohatera


 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem