Azja tej zimy cz.2
No to jestem w Indonezji. Dotarcie tu jest dużym utrapieniem dla turysty, bo nagle nagromadziło się kilkanaście dokumentów do wypełnienia i wcale nie jest oczywiste, że wszystko wypełnimy poprawnie. Liczy się czas: nie wszystko na ostatnią chwilę.
Po pierwsze: certyfikat szczepienia na covid. U nas ważny jest po 3 dawce Pfizer do ponad 3 lat do przodu. Mój nie przechodzi: nie mam 4 dawki, a minał mi ponad rok od ostatniego szczepienia. I myślę, że to dlatego. Aplikację PenduliLindungi, podobno wymaganą, musiałam wgrać w telefon, ale nikt jej nie sprawdza, ani o nią nie pyta. Może już, może jeszcze. Ponoć lotnisko w Jakarcie jest najbardziej restrykcyjnym w kraju. A co było? Obcokrajowcy zostali skierowani do osobnej kolejki, było ryzyko wyrywkowej kontroli dla kaszlących, po drodze skanery temperatury i odstanie 10 minut u pani, która pobieżnie zerkała na nasz wydruk certyfikatu i przybijała pieczątkę na bilecie lotniczym. Gotowe. Żadne PenduliLindungi! Pamiętajmy, że restrykcyjność może się zwiększyć z każdym dniem, więc jeśli macie brak dawki przypominającej, warto zastanowić się czy nie zrobić sobie pro forma dla świętego spokoju. 5 x 24h kwarantanny nam grozi bez szczepienia...
Dalej: opłata 500000 rupii za wizę, ale może być 35 eur lub 35 usd, tylko gotówka, nie karta.
Z tym do okienka po wizę: tu pan życzy sobie napiwek, serio.
Sprawdza:
- pieczątkę sanitarną na bilecie
- bilet powrotny, może być wydruk, ważne skąd wylatujemy
- opłatę za wizę
- paszport
Pan się nie spieszy... za to wiza ładna, warta odstania.
Czy to wszystko? Absolutnie nie. Odbieramy walizkę i wychodzimy. No i teraz trzeba mieć qr kod ze strony indonezyjskiego ministerstwa. Wypełniony wniosek celny po angielsku. Maksymalnie wypełnia się go miedzy 0 a 4 dniami wcześniej, nie da się z tygodniowym wyprzedzeniem.
DEKLARACJA CELNA W INDONEZJI 2023
Dane osobowe i paszportowe, adres hotelu w Jakarcie, ilość sztuk bagażu podręcznego i głównego, deklaracje czego nie wwozimy.
Wciskamy SEND i dostajemy qr kod. Na bramki.
I wreszcie wolność! I pięknie jest!! Wilgotność sto procent i ciepło. Styczeń w Indonezji jest mokry, oj opadowy. Sądzicie, że nie warto tu wpadać w styczniu: wprost przeciwnie. Mamy bardzo komfortowe warunki zwiedzania. Praktycznie poza indywidualnymi lokalnymi turystami jest wszędzie pusto.
A deszcz? Po 3 dniach nadal nie zmokliśmy. Owszem, popaduje. Przyda się parasol w zapasie, ale nigdzie go jeszcze nie otwierałam. Pelerynka, jeśli chcemy mieć saunę. Okazuje się, że po pandemii surowe restrykcje co do strojów świątynnych i długości rękawów oraz spódnic już nie obowiązują! Jest bezproblemowo. Mniej surowo niż w Tajlandii. Słońce pojawia się zza chmur: bywa, że przez te krótkie momenty zdąży poparzyć noski i ramionka. Filtr 50 minimum wskazany, choćby na początku.
Niestety zamknięto wejście na szczyt świątyni Borobudur, to smutne. Za duże szkody wyrządzały tłumy wędrujące galeryjkami, poza tym był tłok, a to było zakazane w epoce covidu. No i jakieś niewidoczne renowacje podobno przeprowadzają. Idem w Prambanan: żadnego wspinania się na kolby zjawiskowej świątyni. W końcu to IX wiek!
Maski!
Za to maski są obowiązkowe w każdej przestrzeni publicznej: na lotnisku, w samolocie Dubaj-Jakarta (bo Warszawa-Dubaj to nie). W muzeach ma je obsługa. Podobnie w hotelach. Są obowiązkowe. Miejscowi sie stosują w 50%, obcokrajowcy nie bardzo, ale nikt nie zwraca na to uwagi. Trimakasi!
Poniżej: Prambanan
Wracając do hotelu widzimy we mgle zarys potężnego wulkanu Merapi: tylko 30 km dalej. Ogromna, blisko 3-kilometrowa góra wygląda jak fatamorgana. No, robi wrażenie! I po to tu jestem. W styczniu 2023 po 3 latach bez Azji, wreszcie rusza się turystyka. Co za ulga! Nie przeszkadza mi deszcz, z rozkoszą witam promienie słońca no i mamy te 30 stopni na plusie😎
Komentarze
Prześlij komentarz