Posty

Ekwador: Cierpiętnik

Obraz
Po moim wypadzie na wietrzne Cotopaxi mam kaszelek i zapalenie gardła. Paracetamole nie pomagają, więc po konsultacji medycznej doktor Piotr dał mi antybiotyk. Głupio mi objadać turystów. Poszłam zatem do pierwszej lepszej apteki i kupiłam to samo bez recepty, w końcu to Ekwador. 6 tabletek Azitromiciny pod nazwą handlową Binozyt 500mg, czyli według Piotra 2 kuracje: 6.5 usd. No bo tu walutą są dolary amerykańskie. Po całym dniu męki, a przecież trzeba opowiadać w Incapirca o Inkach, kierować ruchem w mieście, bo nas zablokowali, i tłumaczyć po drodze, dotarłam do Cuenca. Poszłam szukać imbiru i cytryny. O zgrozo: prócz targu chyba tu nie ma spożywczych. Po 3km spaceru znalazłam jakiś zamykający się targ. Poprosiłam o 3 limonki: ćwierć dolara. Cudownie. O! Świeża wiącha rumianku, biorę! Słoik miodu: 2 dolce. No to jeszcze witamina C: 5 marakuji - dolar. Coś na przegryzkę: fantastyczne banany, takie średnie i pulchne, są przecudowne, w Europie niedostępne. Poproszę za dolara: pani podaj

Ekwador: Wydmuchane Cotopaxi

Obraz
Cześć wszystkim! U mnie poranek w Baños. Herbatka w łóżku. Umieram. Wczoraj tak mnie przewiało na wulkanie Cotopaxi [5897 m npm], że ledwo oddycham. Wspinaliśmy się z 4500 na 4800 do schroniska, czyli niby mało, ale warunki były takie, że jak wysiadłam z jeepa to miałam nadzieję, że wszyscy zrezygnują. Wiatr hulał tak, że samodzielnie drzwi nie mogłam otworzyć. Ustać się nie dało. Podłoże jest z takiej ziemi sypiącej się jak piach, same pyły wulkaniczne i tak jak fala wymywa nam piasek spod stóp, tu się to działo na lądzie. Po prostu wiatr wybierał ziemię spod stóp. W życiu takiego czegoś nie przeżyłam. Niby miałam 6 wartstw ubrania, ale jakoś trzeba było oddychać. No to dzisiaj jestem bez oddechu. 2 paracetamole i herbatka. Próbuję zmartwychwstać. No było harcorowo. Na zejściu już świeciło słońce i wiało nieco mniej, ale podejście w tej mgle... Ostatnio wchodziliśmy tam zygzakami, a teraz trasą zejściową: bardzo stromo i grząsko. Weszli wszyscy. Nie wiem jeszcze w jakim stanie są dzis

Afryka to nie państwo. Dipo Faloyin

Obraz
Książka reklamowana jako dekonstrukcja fałszywej wiedzy o Afryce nie mogła mnie nie zainteresować. Zatem czytam, bo za miesiąc wracam do RPA. Nie nazwałabym jednak tego "fascynującą krytyką". Zdecydowanie afrykańki punkt widzenia na kolonizację. Takie spojrzenie z drugiej strony lustra. Wiele mocnych słów, błyskotliwe porównania, ale chyba nihil novum. Całość to "rysa na cudownie polukrowanej wizji rzeczywistości". I w sumie zaskakuje mnie odkrywanie znanych mi historii, jak choćby berlińkiej konferencji z 1885 roku dzielącej kontynent linijką z punktu widzenia Nigeryjczyka. Dużo dzięgciu, więcej niż łyżka.  Autor pisze: "Wewnętrzna struktura nowoczesnej Afryki została zbudowana raczej na zachłanności niż na poczuciu rzeczywistości".  I tak sobie myślę o tych wszystkich, co mnie pytają czy wiem, że Madagaskar miał być naszą kolonią. Jakby miał, to by był. Skończyło się na teorii. Z punktu widzenia naszej historii, jak to my sami byliśmy kolonią, to chyba d

Polska: CPK

Obraz
Właśnie wysłuchałam rozmowy w Zetce z Maciejem Wilkiem, ekspertem od lotnictwa, na temat CPK i zaczynam analizować czy Polsce potrzebne jest gigantyczne lotnisko? Megalomania, a może takie centrum przesiadkowe wielkich linii, czyli "hub" jest nam niezbędny? Zamiast latać do RPA przez Frankfurt czy wracać przez Zürich, byłoby może połączenie bezpośrednie... Brzmi kusząco, a jak wyglądają szczegóły, nie wnikając w finanse, bo wiadomo, że każda inwestycja kosztuje? Pomijam, że przez Frankfurt lub Paryż mogłoby być realnie taniej. Przecież do Chin są loty z Warszawy, a jednak latałam tam często przez Paryż, Helsinki, Dohę, Frankfurt, Dubaj, Stambuł... bo taniej.  Wśród argumentów pojawiło się, że Okęcie osiągnęło limit środowiskowy, zatem więcej lotów z tego lotniska jest niemożliwe. Z drugiej strony szokują mnie deklaracje, że żeby CPK osiągnęło minimalną rentowność, to muszą zabrać Okęciu wszystkich pasażerów. Obecnie to 23.5 mln rocznie. Rentowność CPK zacznie się od 24 mln. 

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Obraz
Ja i impreza masowa, czyli kipiąca energią plątanina rąk i nóg, nurzanie się w gmatwaninie spoconych ciał, nieobliczalny tłok Salwadorczyków? Capital Afro Carnaval 2024! Litości! Jednak od karnawału się wymigać nie dało, zatem jestem.  Kierowca wysadził nas pod pustawym Mercado Modelo koło 19h. Z daleka słychać dudnienie. Oj, dzieje się! Na środku ulicy pląsa dziewczyna przebrana za pannę młodą. Za chwilę facet błaznuje z mikrofonem i wygląda przez ramkę z telewizora... robi wywiady. Nie, nie dla telewizji czy radia, przebrał sie za "gościa z okienka". Tęczowe biustonosze więcej odsłaniają niż zasłaniają, koronkowe sukienki, pióra i szalone fryzury. Liczy się oryginalność. Peruki, kapelusze, dziwne buty, zabawne skarpety. Kolejka do windy, sprawdzanie jak na lotnisku, panie osobno, panowie osobno. Tłum. Już mi słabo. Właśnie się zorientowałam po co hotele rozdają prezerwatywy...  Na górze, na starym mieście Salwadoru muza z głośników, z pięć profesjonalnych scen, poza tym jeż