Oceania: 2


Kolejny tydzień pływam po Oceanii, przynajmniej w teorii. Z dużą przyjemnoscią zajrzałam na Pitcairn, by poznać zwyczaje kolonii osadników, potomków buntowników statku Bounty. Wciągający reportaż Macieja Wasilewskiego ("Jutro przypłynie Królowa") zapewnił mi rozrywkowe popołudnie. Nazwałabym to thrillerem socjologicznym. Społeczność, która niby jest brytyjska, ale jest tak daleko na skraju imperium, że właściwie sama ustala swoje prawa. Nie doleci tu helikopter. Nie ma też lotniska. Statki są rzadkoscią, kilka w ciągu roku. Pewnego dnia wychodzą na powierzchnię tajemnice, które są dla świata szokiem. Polecam.

Wracam na Vanuatu i Wyspy Salomona z Kanadyjczykiem, Charlesem Montgomery. "Bóg rekin. Wyprawa do źródeł magii" okazuje się bardzo wciągającą opowieścią o zwyczajach Melanezji. Celem autora jest Nakupu, gdzie w 1871 roku zginał z rąk tubylców pierwszy biskup: John Coleridge Patteson. Jego śladami ruszył dziadek autora, Henry Montgomery, anglikański biskup Tasmanii. I teraz ja pokonuję dżunglę, gdzie "czarownik potrafił zabić, rzucając w człowieka garść pajęczyn. Ludzie czcili rekiny, kamienie, niewidzialne duchy i umarłych, którzy wciąż domagali się krwawych ofiar". Poznaję wojny o dusze między odłamami chrześcijańskich wyznań oraz ich naiwną wiarę w zwycięstwo. Zagłębiam się w opowieści o Qacie, bogu, który może uspokoić morze. Studiuję tajemnice mocy "mana", która jest w mózgu, dlatego by ją przejąć Melanezyjczycy obcinali swym ofiarom właśnie głowy. "Każdy mógł zebrać mana i nadać jej właściwy kierunek. Królestwo duszy nie znajdowało się w niebie. Było wszędzie dookoła. Było w tobie". Kiedy w 1851 roku wybuchla epidemia odry, misjonarze ogłosili, że to kara za pogaństwo. Za to oskarżono ich o wywolanie epidemii, zarąbano toporami i zjedzono. Nie łatwo było ewangelizować tych ludzi. Ich zwyczaje wsparł niejaki John Frum, obiecał im bogactwa, ale mieli się trzymać tradycji. Czy dziś nadal funkcjonuje ten kult? Podobno nie, ale między propagandą i rzeczywistowiścią bywa głęboka przepaść. Na Tannie ocieram się o zjawiskowy wulkan Yasur, wokoło biegają pikinini, czyli dzieci w bislama (uproszczonej sklejce językowej lokalnych dialektów), podjadam laplap (papkę z upieczonych korzeni w liściu palmy), a czasem zaglądam na męskie spotkania przy kava-kava. Zapóźnienie kontra nowoczesność. Chrześcijaństwo kontra wioskowy kamień rekina. Jakże inny jest świat tych wysp, inne problemy dnia codziennego, gdzie cudzoziemca wita się tradycyjną zasadzką. Irytujące macki świata z zewnątrz dążącego do zdobycia surowców za paciorki i haczyki do łowienia ryb to nie XIX wiek, to się dzieje znowu i znowu. "Nie sposób stwierdzić dlaczego Tanna przeistoczyła się w psychoduchowy Disnayland, istną wylęgarnię proroków i tyleż ufnej, co sprzecznej wiary. Być może u źródła tkwi antagonizm kastom (zwyczaju) i statotestamentowego absolutyzmu, zawleczonego na wyspę przez prezbiterian". Autora dziwią flirty wykształconych i pozornie rozsądnych ludzi z kilkoma mitologiami równocześnie. Synkretyzm chrześcijaństwa i lokalnych wierzeń jest dla niewtajemniczonych trudny emocjonalnie. "Powiedzieć, że są tolerancyjni, to za mało. Zamiast dusz mają gąbki". Kamienie od trzęsień ziemi, ofiara z świni dla rekina, nawiazywanie kontaktu z tamate - duchem przodka: obrzędy ravve-tamate, tańce salagoro. Im dłużej Montgomery pływa po wyspach, tym więcej bękartów Koscioła z kastom odnajduje. Czy rzeczywiście jest tak, że tu każdy ma 2 dusze? Biorąc pod uwagę, że hala przylotów w Honiarze "wyglada jak miejsce masowego mordu", a zastępczyni wysokiego komisarza Nowej Zelandii tylko w plotkach została zatłuczona na śmierć (w rzeczywistosci nadziała się na nóż), na dodatek pochodzący z Malaity boją się terrorystów, to jakoś trudno mi uwierzyć w powodzenie misji chrystianizacyjnej w Melanezji. Zapędy imperialne wypleniły tradycje, ale nie zostawiły w zamian zbyt wiele "kultury". Teraz na to wchodzą Chińczycy, bo na wysepkach jest taka bieda, że nikt inny by tam nie zainwestował. Możemy sobie tupnąć nóżką, bo co innego? Książkę kupiłam za 2 zł ma Allegro. Serio dobry business.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem